OSTATNI
ELEMENT
Jak ten czas szybko leci. Całkiem
niedawno temu czytałem pierwszy tom „Dimension W”, niezły, choć jeszcze nie w
pełni przekonujący mnie do całej serii, zaraz potem zachwycałem się połączeniem
horroru i fantastyki w kolejnym śledztwie głównego bohatera, a teraz czytam już
dziesiąty i wszystko wygląda na to, że historia powoli dobiega końca. Ale póki
co bawię się znakomicie. Wydarzenia na Wyspie Wielkanocnej wreszcie się kończą,
przeszłość i teraźniejszość mieszają się ze sobą, a na jaw wychodzą kolejne
ciekawe fakty. Gotowi na dobrą zabawę?
Walka na Wyspie Wielkanocnej trwa.
Seameyer zmaga się z Loserem, który chce się na nim zemścić za wykorzystanie
ciała Sophii. Do pojedynku włącza się Lwai, mający pomóc temu drugiemu
zwyciężyć. Loser zdobył co prawda pięć Numerów i sam także potrafi otworzyć
teleporter, ale starcie nie idzie do końca po jego myśli. Wkrótce jego stan
zaczyna się pogarszać, a obrażenia grożą śmiercią. Nie ma już szans na
zwycięstwo, a to dopiero początek…
Tymczasem Kyouma, po tym, jak
przypomniał sobie rzeczy z własnej przeszłości, chce wycofać się z walki. Nie
podoba się to Mirze, która stara się go przekonać by tak łatwo się nie
poddawał. Ma też mocne argumenty: tylko przypominając sobie resztę rzeczy z
przeszłości, dowie się co zaszło w chwili, kiedy kryzys na Wielkanocnej Wyspie
wszedł w kluczową fazę, a jego ukochana umarła w szpitalu. Wspomnienia te są
jednak kluczowe także dla Seameyer, który chce za pomocą tej wiedzy odnaleźć
Genesis. Sytuacja z każdą chwilą zaczyna się komplikować. Mira, narażając
własne istnienie, wchodzi do głowy Kyoumy. Czas ucieka, niebezpieczeństwo
narasta, a bohaterowie są coraz bliżsi wielkiego rozwiązania wszystkiego. Ale
czy dla każdego z nich będzie to szczęśliwe zakończenie? I co takiego jeszcze przypomni
sobie Kyouma?
„Dimension W” to naprawdę znakomita
seria shōnen, pełna walk, tajemnic, ciągłych niebezpieczeństw i cudów świata
przyszłości, który wcale nie jest tak kolorowy, jak można by oczekiwać.
Zmieniła się technologia, ludzka natura nie. Naszym łącznikiem z tym, co
dopiero nadejdzie jest główny bohater, staromodny człowiek unikający
korzystania ze zdobyczy techniki, żyjący w zawieszeniu między tym, co było, a
co jest. Bohater sympatyczny, choć jego charakter pozostawia wiele do życzenia
– daleko mu jednak do sympatyczności jego towarzyszki, androida Miry.
Gdybym miał do czegoś porównywać tę
serię, byłoby to skrzyżowanie „Naruto” (stroje, walki, narzędzia bojowe, a
także podobna dynamika i szata graficzna) z „Chobitsem” (tu i tam mamy do czynienia
z dziewczyną-robotem, która kryje w sobie tajemnice). Czyta się to szybko i z
przyjemnością, elementy innych gatunków (choćby romansu czy horroru)
urozmaicają i tak udaną lekturę, a szata graficzna jest przyjemna dla oka.
W skrócie to dobra seria nie tylko
dla nastoletnich chłopców, którzy lubią walki i szybkie tempo. Ciekawa treść i
przyjemny klimat sprawiają, że miłośnicy komiksów akcji spod szyldu Science
Fiction będą z „Dimension W” zadowoleni. Ja ze swej strony polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz