Ścieżki Młodości #11 - Io Sakisaka

I TAK MU JĄ UKRADNĘ


„Ścieżki młodości” powoli zbliżają się do końca. W jedenastym tomie opowieść nie wchodzi wprawdzie jeszcze w fazę kluczową, ale kilka wątków wreszcie się klaruje, a całość wychodzi wreszcie na ostatnią prostą. Z tym, że ta prosta, jak to na opowieść o miłości przystało, zakręca, plącze się i okrężną drogą prowadzi do celu. Czyli wszystko jest takie, jak być powinno.


Szkolna wycieczka do Nagasaki trwa. Kou, który niegdyś mieszkał w okolicy postanawia wymknąć się i odwiedzić miejsca z przeszłości, żeby przekonać się co właściwie w związku z nimi czuje. Towarzyszy mu Futaba, która uważa, że ktoś powinien mu pomóc, ale nieoczekiwanie sama zaczyna z tej wyprawy czerpać przyjemność. Oboje odnajdują jego dom, gimnazjum do którego chodził itd., mile spędzają te chwile, ale… Właśnie, dziewczyna wie, że będzie musiała powiedzieć o tym swojemu chłopakowi, jednak mimo silnego postanowienia by więcej go nie ranić, nie jest w stanie tego zrobić. Jednocześnie Kou decyduje się przestać siedzieć cicho i zamierza odbić Futabę Kikuchiemu…

Tymczasem inni uczniowie także nie siedzą grzecznie w miejscu. Yuuri wraz ze swoim chłopakiem również oddziela się od grupy, a Kominato dowiaduje się o śmierci kobiety, która była dla niego jak matka. Przy okazji chłopak coraz bardziej zbliża się do Shuuko, ale niestety nie w sposób, w jaki by chciał. Jakby tego było mało, ostatniego dnia wycieczki, w czasie wyjścia po pamiątki, Futaba zostaje okradziona. Rusza w pościg za złodziejem, ale kiedy długo nie wraca i nie odbiera telefonu, przyjaciele zaczynają poważnie się o nią niepokoić…


Cóż, tego co dzieje się na łamach niniejszego tomu „Ścieżek młodości” każdy czytelnik spodziewał się od dłuższego czasu. Co tam spodziewał, czekał na to – i to od samego początku ukazywania się tej serii. Ja przede wszystkim lubię być zaskakiwany, kiedy czytam czy oglądam jakieś dzieło, jednak w przypadku romansów i opowieści spod szyldu szkolnego życia nie o to przecież chodzi. I wcale tego nie oczekiwałem, wręcz przeciwnie, dlatego też moje czytelnicze nadzieje zostały zaspokojone.


Wracając jednak do samej treści i akcji tego tomiku, jak zwykle na fanów czeka dużo emocji, wzruszeń i dobrej zabawy. Jest tu nieco humoru, jest też dużo, dużo, bardzo dużo rozmów i jeszcze więcej uroku. Ciekawa jest fabuła, ciekawe są też wtrącenia odautorskie. Minusy? Tych praktycznie brak, można oczywiście podkreślić, że to wszystko przecież już było, bo Io Sakisaka powiela jedynie każdemu doskonale znane schematy gatunkowe, jednakże robi to tak znakomicie, że nawet bez przełamywania ich jakimś novum, całość wypada niemalże rewelacyjnie.


To w połączeniu z delikatnymi, prostymi, ale pełnymi uroku ilustracjami robi duże wrażenie. Aż szkoda, że tak szybko zbliżam się do finału, z drugiej jednak strony cieszę się, że historia do samego końca trzyma znakomity poziom. Dlatego też polecam całość Waszej uwadze.



A wydawnictwu Waneko dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.






Komentarze