ZIMA
NA KOCIEJ
To już dziesiąty tom przygód
nastoletniej Zosi. Jeśli długość serii brać za wyznacznik jej popularności, a
trudno byłoby inaczej, opowieści stworzone przez Agnieszkę Tyszkę musiały
przypaść do gustu młodym czytelnikom. A jak to jest ze starszymi, takimi jak
ja? Cóż, choć „Na psa urok” nieco mnie rozczarował, „Zosia z ulicy Kociej” i
tak jest bardzo sympatyczną lekturą.
Dla Zosi nadszedł szalony okres. Jak
to zawsze, kiedy grudzień zbliża się do końca, a rodzina zjeżdża się by świętować
wspólnie Boże Narodzenie. Taka już tradycja, jak choćby to, że wieczerza
wigilijna przebiega u nich bezalkoholowo, chociaż akurat w tym roku mają kilka
powodów do oblewania. I tradycją jest także to, że nie może być normalnie,
skoro ma się dziadka jeżdżącego mimo mrozu na rowerze, z transparentem „Dziadzio
protestuje” oraz przekręcające wyrazy rodzeństwo. Zosia uwielbia Święta, a właściwie
Wigilię, bo wtedy najbardziej czuje gwiazdkową magię, kocha też prezenty, ale w
całym tym chaosie, jaki wiąże się z owymi dniami, nie zapomina, że jej urodziny
przypadają chyba w najgorszy do tego dzień w roku – w Sylwestra. Czemu najgorszy?
Dziewczynce wprawdzie nie zależy tak bardzo na prezentach, ale po świątecznym
szaleństwie te akurat okazują się być dość skromne. Poza tym wielu znajomych
albo gdzieś wyjechało, albo też w ferworze przygotowań do obchodów Nowego Roku
nie ma zbyt wiele czasu, by ją odwiedzić. A częstowanie cukierkami w szkole po
fakcie nie ma już w sobie tej mocy, co właśnie w tym konkretnym dniu.
Ale to oczywiście dopiero początek.
Zosia i jej siostra Mania po stracie swojego pupila, Kawiora, którego musiał
uśpić weterynarz, tęsknią za towarzystwem zwierzęcia. Dlatego też Mania,
podczas wymyślonego przez siostrę łapania spadających gwiazdek (kto z
życzeniami czekałby do sierpnia, kiedy gwiazdy rzeczywiście spadają, skoro
płatki śniegu tak bardzo je przypominają), postanawia zażyczyć sobie pieska. A przecież
niektóre życzenia potrafią się spełniać i co wtedy?
Zacznijmy może od plusów „Zosi z
ulicy Kociej”, bo tych nie brakuje. Co oferuje ta seria? Przede wszystkim lekko
napisane, ciekawe i życiowe przygody głównej bohaterki, sympatycznej dziewczyny
w okresie dojrzewania, której hormony nieraz wpływają na humor. Reszta bohaterów
też jest ciekawa, nieco szalona, na pewno nieszablonowa i nie infantylnie
przedstawiona. Styl Agnieszki Tyszki jest lekki, a rysunki Agaty Raczyńskiej,
bogato ilustrujące całość są po prostu rewelacyjne.
Co się jednak tyczy minusów,
początek tego tomu (rodzinna Wigilia, rozmowy w jej trakcie i mnogość bohaterów)
wypada chaotycznie. Wysilone wydają się też słowa tworzone poprzez Manię na
zasadzie przekręcania liter etc., którym zabrakło lekkości, a także pojawiają
się tak często, że potrafią momentami nużyć. Nie przeszkadza to jednak w
odbiorze całości, a książki z tej serii czyta się przyjemnie. Owszem, bardziej
jest to lektura dla dziewczynek, ale właściwie wszystkie dzieci w wieku mniej
więcej dziesięciu lat będą bawiły się naprawdę dobrze.
Komentarze
Prześlij komentarz