Bakuman #10 - Tsugumi Ohba, Takeshi Obata

PRZESTĘPSTWO DOSKONAŁE


To już dziesiąty tom „Bakumana”. A właściwie dopiero, bo chociaż tyle się wydarzyło, a w świecie mangi minęło już kilka lat, jesteśmy ledwie na półmetku serii. Ale to dobrze, bo mamy tu do czynienia z naprawdę rewelacyjnym tytułem, który wciąga, jak niewiele innych serii, choć pozornie dzieje się w nim bardzo mało.


Żaden mangaka nie powinien tego robić, ale Mashiro i Takagi zdecydowali się na odważny, choć egoistyczny krok – zamknąć wydawaną właśnie serię komediową i spróbować swoich sił w tym, w czym czują się najlepiej. Postawili wszystko na jedną kartę, jeśli więc do końca roku nie uda im się stworzyć tytułu mogącego konkurować z „Crowem” i „+Natural”, nigdy więcej nie będą już mogli pracować dla „Jumpa”. Stawka jest wysoka, jak nigdy dotąd, a najgorsze jest to, że Takagi nie ma pomysłu co właściwie mógłby zrobić. Miura, dla którego to także jest to być lub nie być, łączy siły z ich byłym redaktorem, Hattorim, by wycisnąć z obu młodych twórców to, co najlepsze.

Tymczasem Hattori zmaga się z własnym problemem. Iwase próbuje go zdobyć, on się wzbrania, ale rodzi się pytanie czy uczucia dziewczyny w ogóle są szczere. Jednocześnie Mashio i Takagi, czując się manipulowani przez dawnego redaktora decydują się na nieoczekiwany krok. Chcą popełnić przestępstwo doskonałe, a jego skutki okazują się być zaskakujące dla wszystkich…


Geniusz „Bakumana” polega na tym, że autorom rzeczy zwyczajne i proste, pełne nieustających rozmów, które królują na stronach (z czego zresztą twórcy sami żartowali – jak i z wielu innych elementów serii) udało przedstawić się w sposób absolutnie fascynujący. Wszystko dzięki temu, że te prozaiczne rzeczy ukazali niczym wielkie wydarzenia, dodali do nich mnóstwo napięcia, zwroty akcji, rywalizację i elementy budzące mnóstwo emocji.


Oprócz twórczych zmagań mamy tu miłość (ja osobiście od początki kibicuję Takagiemu i Miyoshi, bo są o wiele ciekawszą parą niż główny bohater i jego ukochana), problemy osobiste, kulisy tworzenia mangi i historię samego komiksu w Japonii, świetne postacie, a wreszcie szkatułkową konstrukcję całości. Różni bohaterowie tworzą przecież własne mangi, a my przy okazji poznajemy ich treść – nawet jeśli tylko fragmentarycznie.


Jak nie docenić czegoś takiego? Szczególnie, że na każdym polu „Bakuman” trzyma ten sam, wysoki poziom. Do tego oferuje zachwycającą szatę graficzną, dokładną, szczegółową i realistyczną, chociaż jednocześnie widać w niej też pewną prostotę i cartoonowość.


Po prostu super. Dlatego też polecam gorąco, bo to naprawdę znakomita seria. Jedna z najlepszych, jakie miałem okazję czytać, ale o tym pisałem już przecież nieraz.

Komentarze