AMNEZJA
DALTONÓW
Drugi z wydanych w kwietniu tego
roku albumów "Lukcy Luke'a" skupia się na postaciach największych
wrogów tytułowego bohatera, braciach Daltonach. Oczywiście o czym by nie
opowiadał, każdy komiks z tej serii dostarcza zawsze dobrej, lekkiej i pełnej
humoru rozrywki i nie inaczej jest także tym razem. I choć nie należy on do
najbardziej oryginalnych opowieści o najszybszym kowboju świata, trzyma poziom,
do jakiego przyzwyczaili nas kontynuatorzy serii.
Bracia Daltonowie to zakały
Dzikiego Zachodu i najwięksi wrogowie Lucky Luke'a, z którymi nasz dzielny
bohater od dawna bawi się w kotka i myszkę. On ich łapie, oni trafiają do
więzienia, znajdują sposób by z niego uciec, przy okazji mają genialny plan na
kolejny skok, a potem kowboj znów ich chwyta, zanim uda im się cokolwiek
osiągnąć i tak w kółko. Co tym razem przyszło im do głowy? Kiedy więzień
zajmujący jedną z sąsiednich cel zostaje wypuszczony na wolność ze względu na
amnezję, przestępcy postanawiają zacząć udawać chorobę. Luka prawna
zabraniająca karania kogoś, kto nawet nie pamięta swoich czynów staje się ich
nową szansą na przechytrzenie wymiaru sprawiedliwości. Nic prostszego? Łatwiej
powiedzieć, trudniej zrobić! Sąd nie jest skłonny ani tak łatwo im uwierzyć,
ani tym bardziej odpuścić. Dlatego też wynajęty zostaje nie kto inny, tylko
Lucky Luke, który ma pomóc braciom przypomnieć sobie fakty z ich przeszłości...
Przyznam, że nie spodziewałem się,
iż ten tom będzie tak udany. Jego fabuła opiera się w końcu na pomyśle, który -
co tu dużo mówić - wydaje się być zrodzony z desperacji. A jednak scenarzyści
tego album Jean Leturgie i Xavier Fauche zdołali nie tylko przekuć go w coś
udanego, ale przede wszystkim wykorzystali cały pomysł w najlepszy możliwy
sposób. W konsekwencji powstała fabuła, którą czyta się jednym tchem, pełna
żartów, przygód i nieśmiertelnego klimatu charakterystycznego dla Lucky Luke'a.
Szata graficzna także nie zwodzi.
Odpowiedzialny za nią Morris, ojciec całej serii i twórca postaci najszybszego
kowboja na Dzikim Zachodzie, jak zwykle pokazał się od znakomitej strony.
Czysta, klasyczna, cartoonowa kreska plus prosty, ale świetnie do niej pasujący
kolor nieodmiennie robią wrażenie od kilkudziesięciu lat. I nie przestaną, bo
takie rzeczy się nie starzeją.
W skrócie, jeśli szukacie dobrego
komiksu humorystycznego, zainteresujcie się "Lucky Luke'iem". Możecie
nie lubić westernów, ale ta seria i tak się Wam spodoba. Polecam.
A wydawnictwu Egmont dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz