100 Naboi, tom 2 - Brian Azzarello, Eduardo Risso

JAK „SIN CITY”


Jeżeli jakiś komiks ma na okładce logo Vertigo, każdy miłośnik opowieści graficznych wie, co czeka na niego w środku. Dojrzałe, mocne, przeznaczone dla dorosłych historie, które przede wszystkim niemal zawsze prezentują rewelacyjny poziom. "100 naboi", opus magnum duetu Azzarello / Risso, należy do najlepszych z nich. Genialna w swej prostocie, doskonale poprowadzona i obłędnie zilustrowana (nie sugerujcie się okładką, środek jest o niebo lepszy) seria, nieprzerwanie zachwyca i stanowi jedno z najlepszych dzieł w historii komiksu w ogóle.


Każdy z nas był w sytuacji, w której chciał się na kimś zemścić, ale co by zrobił gdyby rzeczywiście mógł tego dokonać? I to w sposób ostateczny? Pewien mężczyzna przedstawiający się jako agent Graves daje ludziom taką możliwość – a dokładniej broń, tytułowe sto naboi, informacje na temat osób, które zrujnowały im życie i gwarancję, że nie poniosą żadnych konsekwencji. Kim jednak tak naprawdę jest? I jakie cele przyświecają jego krucjacie? To starają się zrozumieć jego dawni towarzysze. Shepherd spotyka się z Benito by omówić sytuację. Graves nie powinien żyć, ale żyje. Nikt nie wie o co mu chodzi, a obaj mają podzielone zdania na temat tego, jak powinni postąpić. Czy lepiej znów spróbować go wyeliminować, czy może poczekać na rozwój wypadków i odkryć dzięki temu jego motywy?


"100 naboi", podobnie jak "Sin City" , opiera się na jednej - i gatunkowo bardzo zbliżonej - idei, którą twórcy konsekwentnie rozwijają, tworząc coś niesamowitego. Tu i tam mamy do czynienia z historią senscyjno-kryminalną, pełną twardych facetów i równie twardych, a zarazem seksownych kobiet. Świat, w którym przyszło im żyć jest brudny i brutalny. W obu przypadkach mamy też do czynienia z autonomicznymi opowieściami składającymi się w większą całość za sprawą powracających wątków i postaci. I zarówno "100 naboi", jak i "Sin City", zachwycają klimatem.


Największą siłą dzieła napisanego przez Briana Azzarello nie są ani wielkie nowości fabularne, ani łamanie schematów, ani też zaangażowana treść - choć trzeba przyznać, że historia potrafi skłonić do myślenia i komentuje niejedno zjawisko społeczne - a zagadka i strona obyczajowa. Tajemnica, która obecna jest na stronach serii od samego początku, rozwijana niespiesznie i coraz bardziej rozbudowywana, bez przerwy angażuje i intryguje człowieka. Wspomagają ją wątki jakże zwyczajne, codzienne. Bliskie nam, nawet jeśli bohaterowie rzadko kiedy są zwykłymi, szarymi obywatelami.


Zresztą te postacie też są fascynujące. Takie ludzkie, takie żywe, takie przekonujące - krwiste i wcale nie papierowe. Nie da się im nie współczuć, nie da się ich nie lubić albo nie nienawidzić i to właśnie sprawia, że "100 naboi" tak bardzo angażuje czytelnika. Do tego jest też świetna akcja, dobre tempo, różnorodne przygody i doskonała szata graficzna, bardzo podobna do stylu, jakim w latach 90. operował Frank Miller, autor "Sin City" (który swoją drogą w tym tomie zalicza epizodyczny udział, jak zresztą wielu innych znakomitych artystów). Świetne wydanie to już tylko wisienka na torcie, ale jakże smakowita.


Czy trzeba dodawać coś więcej? To, że polecam serię każdemu miłośnikowi dojrzałych opowieści graficznych to jedynie formalność. Komiksy, takie jak ten spodobają się nawet tym, którzy sensacyjnych historii nie znoszą.

Komentarze