Bez przeszłości - Keith Donohue

ŻYĆ, JAKO LALKA


Albo to ja mam takie szczęście, albo w ostatnim czasie namnożyło się najróżniejszych reinterpretacji mitów. Tylko w minionym miesiącu w moje ręce wpadły takie nowości, jak "Kirke", "Mgły Avalonu", "Szczurołap" czy "Ja, Nina Szubur", a "Bez przeszłości", choć na pierwszy rzut oka na to nie wygląda, też zalicza się do tej grupy. Na szczęście dzieło Keitha Donohue'a nie jest ani dosłownym, ani dosadnym przeniesieniem historii Orfeusza i Eurydyki, a jedynie utworem nim inspirowanym. A przy okazji także bardzo udanym, pełnym magicznego realizmu i niezaprzeczalnego uroku.


Kay i Theo. Cyrkowa akrobatka i tłumacz. W Quebecu spędzają wakacje, aż pewnego dnia ona na wystawie zamkniętego sklepiku z zabawkami Quatre Mains zauważa lalkę. Nie wie jeszcze, że chwila ta na zawsze odmieni jej życie, ani jak bardzo – po prostu zachwyca się zabawką. Kiedy pewnej nocy wracając do domu ma wrażenie, że jest śledzona, Kay schronienie znajduje właśnie w sklepiku, który dziwnym trafem stoi właśnie zachęcająco otwarty. Schronienie? Rano Theo odkrywa, że żona zaginęła. Policja w tym przypadku nie na wiele się zda, bo woli podejrzewać jego, a zrozpaczony mężczyzna stara się znaleźć ukochaną na własną rękę, nieświadomy, że ta tkwi w sklepie, przemieniona w lalkę. Uratować może ją tylko rozpoznanie przez męża, ale czy to w ogóle możliwe?


To, co przede wszystkim skłoniło mnie do sięgnięcia po tę powieść (zaraz po słowach mojej lepszej połowy, że to może być ciekawe - a jej ocenie ufam najbardziej) był fakt, że "Bez przeszłości" skojarzyło mi się z "Przemianą" Kafki. Tam człowiek pewnego dnia obudził się przemieniony w wielkiego robaka, tu kobieta staje się lalką uwięzioną w sklepie. Wątek ów z "Laleczką Chucky" skojarzył mi się dopiero potem, ale podobnych znajomych elementów znalazłem tu więcej, choćby ten z zabawkami ożywającymi w pewnych okolicznościach, niczym w "Toy Story". Przede wszystkim jednak mamy tu do czynienia z wciągającym, fascynującym i mimo wszystko oryginalnym dziełem.


Co trzeba powiedzieć to to, że powieść jest naprawdę dobrze napisana, przemyślana i poprowadzona. Grecki mit o Orfeuszu i Eurydyce, znajduje tu bardzo ciekawe rozwinięcie, a właściwie przełożenie na zupełnie nową kanwę. Autor bierze kilka jego elementów, przenosi je na współczesny grunt i powoli zaczyna obudowywać wciągającymi wątkami. Realizm magiczny  jest tu równi silny co obyczajowa opowieść, której dramatyczność nadaje jej posmaku historii przygodowej i thrillera. Miłośnicy grozy także znajdą tu coś dla siebie, a wszystko to zawarte w poruszającej powieści z ambicjami.


Efekt finalny jest więc naprawdę znakomity. Emocjonuje, wciąga, skłania do myślenia i satysfakcjonuje. "Bez przeszłości" to bardzo dobra książka, pokazująca - o czym zapomina tak wielu współczesnych fantastów - że fantastyka ma służyć przede wszystkim przekazaniu czegoś. Rozrywka, epickie sceny i im podobne to jedynie atrakcyjny dodatek do czegoś większego. Donohue pamięta o tym i jednocześnie potrafi znakomicie to wykorzystać. Warto więc zapoznać się z jego najnowszym dziełem.

Komentarze