KUROKO
NIE ZWALNIA
Jeden mecz dobiega końca, drugi się
zaczyna – akcja „Kuroko’s Basaket” od dłuższego czasu nie zwalnia ani na
chwilę. To jak najbardziej plus dla tych, którzy sięgają po nią właśnie dla
sportowych emocji. Ja, traktujący całość jako dobrego shounena, chciałbym nieco
więcej przerywników, ale nadal bawię się znakomicie, więc nie mam najmniejszego
powodu do narzekań.
Shuutoku nie przestaje walczyć z
Raukzanem, chociaż to ci drudzy wydają się mieć miażdżącą przewagę, która
zwiększa się z każdą chwilą. Midorima zaczyna zdobywać punkty, jednakże Akashi
po raz kolejny pokazuje, że jest najtrudniejszym przeciwnikiem, z jakim musieli
się mierzyć. A mecz powoli zbliża się do końca…
Kolejnym starciem, jakie kibice
będą mogli podziwiać, staje się pojedynek Seirin z Kaiju. Obie drużyny
właściwie od pierwszych chwil na boisku zaczynają grać na całego. Kuroko bez
zawahania już na wstępie serwuje vanishing drive i nie zwalnia tempa, ani na
chwilę. Kolejne techniki pojawiają się właściwie jednak po drugiej, ale wynik
meczu ani przez chwilę nie jest przesądzony. Kise od pierwszych minut używa bowiem
perfect copy, a mecz dopiero zaczyna się rozkręcać…
Z tym tomem „Kuroko” wiąże się
pewna anegdota, którą muszę Wam przytoczyć. W trakcie czytania serii nie raz
zdarzało mi się pomylić niektórych bohaterów czy upewniać się, które drużyny
grają ze sobą, przyglądając się napisom na ich koszulkach, ale nigdy nie byłem
święcie przekonany, że mierzą się zupełnie inni zawodnicy, niż w
rzeczywistości. A tym razem tak było. Ba, napisałem nawet recenzję, popełniając
ten błąd, na szczęście w porę go zauważyłem i poprawiłem. Tak bardzo Shuutoku
pomyliło mi się z Seirin, a Midorima z Hyuugą. Bywa.
Tyle prywaty. Jeśli chodzi o samą
mangę, nic praktycznie się tu nie zmieniło. Jest szybka akcja, jest humor, są
potężni przeciwnicy i niesamowite tricki przeczące co prawda prawom fizyki, ale
jakże widowiskowe... Lektura "Kuroko" jest szybka i przyjemna, a
całość ogląda się po prostu świetnie. Kreska prezentuje się realistycznie i
szczegółowo, ale pozostaje przy tym pełna lekkości, ekspresji i dynamiki.
I choć to już 21 tom,
"Kuroko" nadal mnie nie nudzi. Wręcz przeciwnie, wciąga i dostarcza
dobrej zabawy, choć od początku do końca opowiada właściwie o tym samym.
Miłośnicy serii niczego więcej jednak nie potrzebują, by cieszyć się z lektury.
Komentarze
Prześlij komentarz