WARTO
PO STOKROĆ
Dobrych piętnaście lat temu, kiedy
nieistniejąca już Mandragora zaczęła wydawać w Polsce „100 naboi", magazyn
„Produkt" chwalił serię jako jedno z najlepszych komiksowych dzieł na
naszym rynku. Teraz, choć minęło półtorej dekady, a rynek zalany został masą
znakomitych tytułów, nic się nie zmieniło i cykl duetu Azzarello / Risso wciąż
pozostaje w ścisłej czołówce. A właściwie zmieniła się tylko jedna rzecz -
Mandragora nigdy nie dokończyła wydawania „100 naboi", Egmont natomiast
zamierza wydać całość i wraz z tym tomem w ręce czytelników trafiają pierwsze
zeszyty, których nigdy wcześniej nad Wisłą nie było.
Całość zasadza się na prostym, acz
niezwykle nośnym pomyśle. Tajemniczy mężczyzna z powiązaniami, przedstawiający
się jako agent Garves, odwiedza najróżniejszych ludzi, których życie się
rozpadło i daje im szansę zemsty. Nie dość, ze wskazuje im winnych takiego
stanu rzeczy i dowody ich winy, to jeszcze wręcza im aktówkę, broń i tytułowe
sto naboi i gwarantuje nietykalność. Jaką jednak tajemnicę skrywa? Dlaczego to
robi? I czemu wybiera właśnie te osoby? Tego chcą dowiedzieć się nie tylko sami
główni zainteresowani, ale także i dawni współpracownicy Gravesa z pewnej
organizacji. Z tomu na tom dowiadujemy się coraz więcej o niej, przeszłości
postaci i pewnych wydarzeniach, które odmieniły wszystko, ale każda odpowiedź
rodzi tylko kolejne pytania.
W tej części dochodzi do spotkania
Gravesa i Shepherda, które zaczyna wyjaśniać miejsce i rolę, jakie ten pierwszy
przeznaczył w swoim planie Dizzy. Tymczasem Dizzy po roku wraca w rodzinne
strony, gdzie spotyka swoje dawne przyjaciółki. Co wyniknie z obu tych wydarzeń
i co czeka na innych aktorów tego dramatu?
„100 naboi” to seria rewelacyjna.
Tak po prostu. Bezwzględne opus magnum zarówno Azzarello, jak i Risso i jeden z
najlepszych tytułów w dziejach komiksu. Potwierdza to nie tylko sześć nagród
Eisnera, cztery Harveya oraz umieszczenie na liście 100 najlepszych powieści
graficznych wg „Wizarda”. Ale czy można się dziwić wielkiemu uznaniu, jakim seria
ta cieszy się od lat? Absolutnie nie, wystarczy zacząć ją czytać i wszelkie
wątpliwości z miejsca się rozwiewają. Od ocierającego się o geniusz
scenariusza, na rewelacyjnej szacie graficznej skończywszy – wszystko tu jest
bliskie ideałowi. Nawet świetny kolor, dobre tłumaczenie i takie samo zbiorcze
wydanie.
Oczywiście największa siłą „100
naboi” pozostają przede wszystkim sam pomysł i jego wykonanie. Genialna w swej
prostocie idea, wsparta wielopiętrową zagadką, rozpisana została na serię
pozornie niezależnych opowieści, które wraz z kolejnymi zeszytami powoli
zaczynają układać się w jedną wielką całość. Tu nawet pozornie pozbawiona
znaczenia postać i wątek wetknięty jedynie ku przedłużyć całość w każdej chwili
mogą okazać istotnym elementem całych puzzli. Do tego mamy świetne, krwiste
postacie, co prawda oparte na schematach gatunku noir, ale jakże znakomicie
wykorzystanych, niesamowity klimat i żywe dialogi.
A wszystko to zilustrowane w
doskonale pasujący do fabuły sposób przez Edurado Risso, którego styl
przypomina połączenie prac Franka Millera z czasów „Sin City” i Tima Sale’a,
kiedy rysował „Batmana”. Jego rysunki ogląda się z przyjemnością i trudno mi
wyobrazić sobie kogoś innego, kto lepiej zająłby się całością. Jeśli więc
jeszcze nie znacie „100 naboi”, rozejrzyjcie się za serią wśród nowości jak
najszybciej, póki nakład się nie wyczerpał. Te komiksy są tego warte. Po
stokroć.
Komentarze
Prześlij komentarz