100 Naboi, tom 3 - Brian Azzarello, Eduardo Risso

WARTO PO STOKROĆ


Dobrych piętnaście lat temu, kiedy nieistniejąca już Mandragora zaczęła wydawać w Polsce „100 naboi", magazyn „Produkt" chwalił serię jako jedno z najlepszych komiksowych dzieł na naszym rynku. Teraz, choć minęło półtorej dekady, a rynek zalany został masą znakomitych tytułów, nic się nie zmieniło i cykl duetu Azzarello / Risso wciąż pozostaje w ścisłej czołówce. A właściwie zmieniła się tylko jedna rzecz - Mandragora nigdy nie dokończyła wydawania „100 naboi", Egmont natomiast zamierza wydać całość i wraz z tym tomem w ręce czytelników trafiają pierwsze zeszyty, których nigdy wcześniej nad Wisłą nie było.


Całość zasadza się na prostym, acz niezwykle nośnym pomyśle. Tajemniczy mężczyzna z powiązaniami, przedstawiający się jako agent Garves, odwiedza najróżniejszych ludzi, których życie się rozpadło i daje im szansę zemsty. Nie dość, ze wskazuje im winnych takiego stanu rzeczy i dowody ich winy, to jeszcze wręcza im aktówkę, broń i tytułowe sto naboi i gwarantuje nietykalność. Jaką jednak tajemnicę skrywa? Dlaczego to robi? I czemu wybiera właśnie te osoby? Tego chcą dowiedzieć się nie tylko sami główni zainteresowani, ale także i dawni współpracownicy Gravesa z pewnej organizacji. Z tomu na tom dowiadujemy się coraz więcej o niej, przeszłości postaci i pewnych wydarzeniach, które odmieniły wszystko, ale każda odpowiedź rodzi tylko kolejne pytania.

W tej części dochodzi do spotkania Gravesa i Shepherda, które zaczyna wyjaśniać miejsce i rolę, jakie ten pierwszy przeznaczył w swoim planie Dizzy. Tymczasem Dizzy po roku wraca w rodzinne strony, gdzie spotyka swoje dawne przyjaciółki. Co wyniknie z obu tych wydarzeń i co czeka na innych aktorów tego dramatu?


„100 naboi” to seria rewelacyjna. Tak po prostu. Bezwzględne opus magnum zarówno Azzarello, jak i Risso i jeden z najlepszych tytułów w dziejach komiksu. Potwierdza to nie tylko sześć nagród Eisnera, cztery Harveya oraz umieszczenie na liście 100 najlepszych powieści graficznych wg „Wizarda”. Ale czy można się dziwić wielkiemu uznaniu, jakim seria ta cieszy się od lat? Absolutnie nie, wystarczy zacząć ją czytać i wszelkie wątpliwości z miejsca się rozwiewają. Od ocierającego się o geniusz scenariusza, na rewelacyjnej szacie graficznej skończywszy – wszystko tu jest bliskie ideałowi. Nawet świetny kolor, dobre tłumaczenie i takie samo zbiorcze wydanie.


Oczywiście największa siłą „100 naboi” pozostają przede wszystkim sam pomysł i jego wykonanie. Genialna w swej prostocie idea, wsparta wielopiętrową zagadką, rozpisana została na serię pozornie niezależnych opowieści, które wraz z kolejnymi zeszytami powoli zaczynają układać się w jedną wielką całość. Tu nawet pozornie pozbawiona znaczenia postać i wątek wetknięty jedynie ku przedłużyć całość w każdej chwili mogą okazać istotnym elementem całych puzzli. Do tego mamy świetne, krwiste postacie, co prawda oparte na schematach gatunku noir, ale jakże znakomicie wykorzystanych, niesamowity klimat i żywe dialogi.


A wszystko to zilustrowane w doskonale pasujący do fabuły sposób przez Edurado Risso, którego styl przypomina połączenie prac Franka Millera z czasów „Sin City” i Tima Sale’a, kiedy rysował „Batmana”. Jego rysunki ogląda się z przyjemnością i trudno mi wyobrazić sobie kogoś innego, kto lepiej zająłby się całością. Jeśli więc jeszcze nie znacie „100 naboi”, rozejrzyjcie się za serią wśród nowości jak najszybciej, póki nakład się nie wyczerpał. Te komiksy są tego warte. Po stokroć.


Komentarze