Dragons Rioting #9 - Watanabe Tsuyoshi

ROZNEGLIŻOWANY SMOK, WEJŚCIE WĘGORZA


I oto nadszedł wielki finał "Dragons Rioting". Było miło, było zabawnie, było zboczenie i nie zawsze z logiką, ale jednak sympatycznie i przyjemnie, ale teraz czas się pożegnać, a przy okazji spojrzeć na całość z perspektywy czasu. Czy warto było poznać tę serię? Tak. Czy dobrze się bawiłem? Oczywiście i jak zawsze trochę mi żal, że to już koniec, ale nie żałuję, że mogłem przeczytać tę mangę.


Trwają Igrzyska Piekielnej Czerni. Zaczyna się pojedynek Smoka Świetlistej Gwiazdy i Ciszy Mroźnego Głodu, który od początku zdaje się być na niekorzyść Męskiego Czyśćca. Bez znaczenia jest jednak jego wynik, bo i tak Rintaro będzie musiał zmierzyć się z Saizo. Jak zakończy się ten pojedynek? Gdy Rintaro jest coraz bliższy przegranej, a koledzy starają się pomóc mu za wszelką cenę, na jaw zaczynają wychodzić tajemnice z przeszłości. Wkrótce na scenie pojawia się pewien chłopak, który nie tylko ma pewne związki z naszym głównym bohaterem, ale przy okazji być może zna sposób… wyleczenia jego przypadłości!


Jak zawsze w "Dragons Rioting", tak i w tym tomie, choć akcja pędzi na złamanie karku, walki robią spektakularne wrażenie i pełne są wymyślnych technik, które same w sobie obśmiewają podobne elementy mang shounen, nie brak tu spokojniejszych chwil. Przede wszystkim jednak królują humor (nieznikający nawet, kiedy krew się leje, a wróg grozi naszemu bohaterowi pozbawieniem życia), podskakujące piersi, wypięte pośladki i wyeksponowane majteczki. Zresztą im groźniejsze starcie, tym więcej rozdartych ubrań, a im więcej rozdartych ubrań, tym i przybywa reakcji naszego bohatera i jego kolegów, które potrafią rozbroić.


Jak to się wszystko kończy, łatwo możecie przewidzieć, ale czy to źle? Nie, tak samo, jak zły nie jest w tym przypadku brak większej logiki czy niewyszukane, często głupkowate żarty. To taka konwencja, tego też oczekują czytelnicy i to właśnie otrzymują. Ma być szybko, lekko, przyjemnie, śmiesznie i erotycznie - i tak właśnie jest. Do tego z bardzo udaną szatą graficzną i dobrym wydaniem, w którym zachowano wszystkie kolorowe strony.


Nastoletnim chłopcom polecać nie muszę, bo wystarczy, że zobaczą opis, a z pewnością sięgną po ten tytuł. A co z resztą czytelników? Kto lubi shouneny albo chce się pośmiać w niezobowiązujący sposób, odreagować wyłączywszy myślenie, na pewno nie zawiedzie się na "Dragons Rioting".


A ja dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.







Komentarze