ROZNEGLIŻOWANY
SMOK, WEJŚCIE WĘGORZA
I oto nadszedł wielki finał
"Dragons Rioting". Było miło, było zabawnie, było zboczenie i nie
zawsze z logiką, ale jednak sympatycznie i przyjemnie, ale teraz czas się
pożegnać, a przy okazji spojrzeć na całość z perspektywy czasu. Czy warto było
poznać tę serię? Tak. Czy dobrze się bawiłem? Oczywiście i jak zawsze trochę mi
żal, że to już koniec, ale nie żałuję, że mogłem przeczytać tę mangę.
Trwają Igrzyska Piekielnej Czerni.
Zaczyna się pojedynek Smoka Świetlistej Gwiazdy i Ciszy Mroźnego Głodu, który
od początku zdaje się być na niekorzyść Męskiego Czyśćca. Bez znaczenia jest
jednak jego wynik, bo i tak Rintaro będzie musiał zmierzyć się z Saizo. Jak
zakończy się ten pojedynek? Gdy Rintaro jest coraz bliższy przegranej, a koledzy
starają się pomóc mu za wszelką cenę, na jaw zaczynają wychodzić tajemnice z
przeszłości. Wkrótce na scenie pojawia się pewien chłopak, który nie tylko ma
pewne związki z naszym głównym bohaterem, ale przy okazji być może zna sposób…
wyleczenia jego przypadłości!
Jak zawsze w "Dragons
Rioting", tak i w tym tomie, choć akcja pędzi na złamanie karku, walki
robią spektakularne wrażenie i pełne są wymyślnych technik, które same w sobie
obśmiewają podobne elementy mang shounen, nie brak tu spokojniejszych chwil.
Przede wszystkim jednak królują humor (nieznikający nawet, kiedy krew się leje,
a wróg grozi naszemu bohaterowi pozbawieniem życia), podskakujące piersi,
wypięte pośladki i wyeksponowane majteczki. Zresztą im groźniejsze starcie, tym
więcej rozdartych ubrań, a im więcej rozdartych ubrań, tym i przybywa reakcji
naszego bohatera i jego kolegów, które potrafią rozbroić.
Jak to się wszystko kończy, łatwo
możecie przewidzieć, ale czy to źle? Nie, tak samo, jak zły nie jest w tym
przypadku brak większej logiki czy niewyszukane, często głupkowate żarty. To
taka konwencja, tego też oczekują czytelnicy i to właśnie otrzymują. Ma być
szybko, lekko, przyjemnie, śmiesznie i erotycznie - i tak właśnie jest. Do tego
z bardzo udaną szatą graficzną i dobrym wydaniem, w którym zachowano wszystkie
kolorowe strony.
Nastoletnim chłopcom polecać nie
muszę, bo wystarczy, że zobaczą opis, a z pewnością sięgną po ten tytuł. A co z
resztą czytelników? Kto lubi shouneny albo chce się pośmiać w niezobowiązujący
sposób, odreagować wyłączywszy myślenie, na pewno nie zawiedzie się na
"Dragons Rioting".
A ja dziękuję wydawnictwu Waneko za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz