PSY
NA MANGACZKĘ
Pierwszy tom "Psów na
mangę" był lekką, bardzo prostą opowiastką zbudowaną na niewyszukanych
żartach. Dopiero w drugiej połowie zaczął się rozkręcać, ale skończył się, nim
na dobre złapał wiatr w żagle. Dlatego bardzo liczyłem na ciąg dalszy i... I
co? I jest dobrze. Lepiej niż było, zabawniej i z ciekawszą akcją, którą nie
ogranicza się do rzucenia tylko kilku żartów i obśmiewania otaku-idiotów.
Życie Kanny nie jest proste i
łatwe, choć ma zaledwie kilkanaście lat, a otaczają ją wpatrzeni w nią z
uwielbieniem przystojniacy. Dziewczyna jest bowiem mangaczką, wydaje własną
serię w magazynie, ale nie dość, że ciągle gonią ją terminy, to jeszcze jej
historia niezbyt sobie radzi a ona boi się, że zostanie anulowana. To jednak
zaledwie część tego, co na nią czeka. Gdy do oddania manuskryptu do wydawnictwa
pozostaje ledwie półtorej godziny, Kanna znika, porwana przez nowego kolegę z
klasy. Jaki jest jego cel i czy jej przystojnym kolegom-idiotom uda się jej
pomóc?
Po rozwiązaniu jednego problemu
pojawiają się jednak kolejne. Nasza mangowa klasa wybierze się na konwent,
gdzie Kanna będzie musiała zmagać się z pracą na stoisku, a także bronić
kolegów przed… yaoi. Do tego wkrótce dziewczyna doczeka się swojego pierwszego
spotkania autorskiego, pozna prawdziwą psychofankę, a na „deser” czeka ją
kontakt z programem do rysowania na komputerze oraz nową redaktor magazynu!
Mądra, wyalienowana bohaterka, otaczający
ją ekstrawertyczni skończeni idioci, mający ją za swoją senpai, wcale nie mądrzejsi
nauczyciele-ignoranci i ciągłe problemy: z tworzeniem, z ludźmi, z codziennym
życiem - tak właśnie wygląda świat tej mangi. Inspirowana
"Bakumanem", choć skupiająca się na lżejszych tematach seria
"Psy na mangę" ma przede wszystkim służyć rozrywce. Może i zatem nie
wywołuje takich emocji i nie stara się sportretować środowiska twórców i
procesu wydawniczego, ale jako rzecz na poprawienie humoru sprawdza się
naprawdę znakomicie.
Manga podzielona została na krótkie
rozdziały, które łączą się co prawda w większą całość, ale właściwie można je
czytać samodzielnie. To takie skecze spojone za pomocą bohaterów, często
niewyszukane, ale urocze i wciągające. Dodajcie do tego typową dla shoujo, udaną szatę graficzną i
dobre wydanie i dostaniecie dobrą serię dla miłośniczek mangi, która czasem
pozwala zajrzeć za kulisy branży.
Ja ze swej strony polecam, bo
warto. Fani „Bakumana” znajdą tu drugie, lżejsze oblicze tematu, a miłośnicy shoujo
wszystko, to co lubią. Ja bawiłem się w trakcie lektury naprawdę dobrze i aż
żałuję, że tytuł ten liczy jedynie trzy tomy.
Komentarze
Prześlij komentarz