TAK
NARODZIŁ SIĘ SUPERMAN
Trudno wyobrazić sobie lepszy
rodzaj biografii twórców komiksowych, niż właśnie w formie powieści graficznej.
Ciekawej pozycji w tym temacie doczekał się Stan Lee, który zresztą nad nią
pracował, teraz nadeszła pora by czytelnicy przeczytali o losach Joe’ego
Shustera, współautora Supermana, a zarazem także współtwórcy całego komiksu
superbohaterskiego, który narodził się dokładnie 80 lat temu. A wszystko to w
przepięknie zilustrowanym albumie, który jednocześnie imponuje pod względem
samej opowieści, prezentującej ogrom pracy, jaką wykonał scenarzysta, zbierając
materiały do niniejszej publikacji.
Roku 1975. Policjant budzi śpiącego
na ławce mężczyznę. Nie chce go aresztować, widząc, że człowiek ów wygląda na
głodnego, zabiera go do baru i stawia posiłek, jednocześnie zadając kilka
pytań. Kiedy okazuje się, że owym bezdomnym jest Joe Shuster, rysownik i
współtwórca Supermana, stróż prawa nie może wyjść ze zdumienia. Co się stało,
że skończył w ten sposób? Jakie były jego losy? Tak oto Shuster zaczyna snuć
historię swojego życia, zaczynając od przodków, którzy uciekli z Rosji do
Kanady, przez lata dzieciństwa i młodości, kiedy to kształtował się jego gust,
pojawiały się pierwsze inspiracje, które miały wpłynąć na całą jego karierę, a
on sam poznał Jerry’ego Siegela, po rozkwit kariery i fatalną umowę, która
miała zrujnować ich obu. Krok po kroku poznajemy jego losy, a wraz z nimi to,
jak rodził się Superman i jak bezlitosny był ówczesny rynek komiksowy. Ale czy
przestał taki być kiedykolwiek?
Ten album robi wielkie wrażenie –
to pierwsze słowa, jakie przychodzą mi do głowy, kiedy tylko o nim pomyślę. W
końcu mamy tu świetnie napisaną, przejmująca i pełną prawdy opowieść o młodym
człowieku z pasją, który zmienił świat popkultury, ale spotkał się z wielką
niewdzięcznością. Opowieść pełną humoru i smutku, zdradzającą nam kulisy
komiksowej branży na samym początku jej istnienia i tworzenia chyba najbardziej
znanego bohatera w dziejach. Julian Voloj postarał się o dokładny research (są
tu nawet obszerne przypisy) i jak najwierniejsze oddanie opowieści Shustera.
Znalazł też znakomity balans między światem rzeczywistym a fikcyjnym i nie
przesadził ani z rozpisywaniem się nad życiem artysty, ani też zbyt skrótowym
potraktowaniem tematu. W konsekwencji powstał scenariusz, który wciąga, porusza
i pozwala inaczej spojrzeć na komiksy o Supermanie.
Co ciekawe, całość jest równie
znakomita od strony graficznej, co fabularnej. Przepięknie, ręcznie malowane
plansze, nieco uproszczeni bohaterowie i doskonale oddane plenery i realia
minionego czasu, robią absolutnie niesamowite wrażenie. Album, przy okazji
znakomicie wydany, ogląda się z czystą przyjemnością i chce do niego wracać. I
to nie raz.
W skrócie, „Joe Shuster” to
pozycja, która powinna znaleźć się na półce każdego fana komiksu, nie tylko
tego o Supermanie. Ambitna, pięknie wykonana i porywająca. Oby więcej było
podobnych albumów na naszym rynku.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz