MIŁOŚĆ
ZWIERZĘCIA DO CZŁOWIEKA
Jednotomówki to dość specyficzny
typ mangi. Każdy, kto choć trochę zna japoński rynek komiksowy (jeśli
nienależycie do tej grupy, koniecznie przeczytajcie „Bakumana”, nie dość że
przybliży Wam jego kulisy, to jeszcze zrobi to w absolutnie rewelacyjny
sposób), wie, że jeśli jakaś opowieść zyska popularność, z miejsca zmienia się
w długą serię. Można by więc sądzić, że historie zamknięte w jednym tomie nie
będą należały do najlepszych, a jednak często są to porywające, fascynujące dzieła,
które na głowę biją mangowe hity i aż proszą się o rozwinięcie. „Ona i jej kot”
co prawda aż tak mocno w fotel nie wgniata, ale to kolejny dobry przedstawiciel
tego typu komiksów, który warto polecić każdemu miłośnikowi opowieści graficznych
z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Pewnego wiosennego dnia młoda
kobieta znajduje kota i postanawia go przygarnąć. Tak zaczyna się niezwykła
opowieść o niezwykłe relacji zamkniętej w ramach do bólu zwyczajnej, szarej
codzienności. Ona nie umie za bardzo odnaleźć się w życiu, które wiedzie.
Ciągle za czymś goni, choć nie wie właściwie za czym, ciągle nie ma czasu, choć
właściwie nie robi nic, co aż tyle by jej go pożerało. Jej relacje z matką,
która ponownie wychodzi za mąż też nie układają się najlepiej. On zakochuje się
w niej nie jak zwierzę w swojej pani, a miłością kochanka. Odrzuca zaloty
zainteresowanej nim kotki, skupiony jedynie na opiekunce. Co wyniknie z tego
wszystkiego?
Powyższy opis może brzmieć nieco
dziwnie, ale do dziwactw czytelnicy mang powinni się już dawno przyzwyczaić.
„Ona i jej kot” jednak to nie dziwactwo, jakiego można by się było obawiać – to
więc nie jakiś zoofilski hentai ani nic w tym guście. Z czym zatem mamy do
czynienia? Z prostą, smutno-śmieszną historią o samotności, próbach
odnalezienie się w świecie, do którego bohaterowie wydają się nie pasować i
szukaniu własnego miejsca.
Makoto Shinaki, twórca określany
mianem „nowego Hayao Miyazakiego” spod ręki którego wyszła niezapomniana
opowieść „5 centymetrów na sekundę”, stworzył ciekawą fabułę bazującą na jego
własnym krótkometrażowym filmie. Nieoczywistą, choć jednocześnie nieszczególnie
zaskakującą, przesyconą emocjami i bardzo klimatyczną. Całość została bardzo
dobrze zilustrowana przez Tsubasę Yamaguchi, w prosty, acz nastrojowy sposób, i
tradycyjnie ładnie wydana.
Kto lubi obyczajowe, nietypowe
historie, po „Ona i jej kot” może sięgnąć śmiało, na pewno się nie zawiedzie.
Tak samo, jak fani Shinakiego, do których się zaliczam. Polecam więc.
Komentarze
Prześlij komentarz