ZABÓJCZE
ONIGIRI
Chyba już w żadnym gatunku nie da
się opowiedzieć niczego świeżego ani nowatorskiego. Można za to opowiedzieć dobrze
to, co już było. Bo ile każdy z nas zna opowieści, kiedy to główny bohater
umiera na początku, ale nie może pogodzić się z tym faktem i stara się za
wszelką cenę wrócić do życia? Właśnie. I dokładnie ot tym opowiada
"Shinigami Doggy", ale że robi to w sposób lekki, i sympatyczny,
warto jest po ten tytuł sięgnąć.
Ken jest licealistą. A właściwie
był. Biednym chłopakiem, który wiódł trudne życie, ciężko pracując by jego
młodszemu rodzeństwu nie brakowało jedzenia. Wszystko zmieniło jedno onigiri,
jego jedyny posiłek, który wypadł mu z ręki i zaczął turlać się w dół ulicy.
Pech chciał, że wpadło pod samochód – a Ken za nim.
Teraz chłopak budzi się w
zaświatach. Nie mogąc pogodzić się ze śmiercią i faktem zostawienia rodziny,
błaga boga śmierci by pozwolił mu wrócić. Ten zgadza się, ale pod jednym
warunkiem. Na świecie jest wiele dusz, które nie poszły dalej ze względu na
niezałatwione sprawy. Bóg spełnia ich marzenia, żeby pomóc im przejść dalej,
dlatego chce by Ken pomógł w tym choć jednej z nich, a jeśli mu się to uda,
pozwoli mu wrócić. Ma czas dopóki jego ciało nie zostało skremowane. Chłopak z
ochotą przystaje na propozycję, nie wiedząc w co się pakuje…
Szczypta humoru, szybka akcja,
ciekawy klimat, prostota, lekkość, sympatyczny bohater i wyzwania, jakim musi
stawić czoła, by osiągnąć swój cel. Właśnie na tym bazuje "Shinigami
Doggy", komedia akcja typu supernatural, której całkiem blisko do
shounenowych mang. Nuta czarnego humoru i całkiem spora doza emocji sprawiają,
że całość czyta się szybko i z przyjemnością. I chociaż nie jest to wielka
manga, zabawę serwuje naprawdę przyjemną.
Oczywiście całość ma też całkiem
niezłą szatę graficzną. Dość prostą, ale klimatyczną – czyli coś, do czego
mangacy przyzwyczaili czytelników swoich dzieł. Delikatność kreski Yamamoto
pasuje zresztą do tej opowieści, która woli jasne plenery niż mroczne domostwa,
jakie z historiami o duchach i śmierci nam się kojarzą. Zresztą „Shinigami
Doggy” to nie horror, a komedia fantastyczna i tak powinno się do niego
podchodzić.
Ja w trakcie lektury bawiłem się
naprawdę dobrze. Przypomniała mi też kilka dawno niewidzianych filmów z lat 80.
i 90., bardziej na zasadzie skojarzenia tematyki, niż detali, ale jednak, co
też stanowiło miły akcent. Miłośnikom lekkich komedii polecam z czystym sercem.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz