FANTASTYCZNY
KOMIKS POLSKI
Z klasyką różnie to bywa. Z jednej
strony czasem jest tak, że coś jest do niej zaliczane, bo wówczas nie istniało
nic lepszego, co nie znaczy, że twór ów wyróżnia się szczególną jakością.
Częściej jednak są to rzeczy wartościowe, bo kiedyś nie tylko liczyła się
jakość, nie ilość, ale przede wszystkim twórczość wciąż była świeża i pełna
autentycznej pasji, którą od lat zastępuje już tylko wykalkulowanie. I właśnie
takim dziełem jest „Kajtek i Koko w kosmosie”, historia, która nawet po
pięćdziesięciu latach robi wielkie wrażenie.
Kajtka i Koka podróży przez kosmos
ciąg dalszy. Wysłani przez profesora Kosmosika w ramach eksperymentu na
gwiezdną tułaczkę, dalej odkrywają nowe światy, poznają ich mieszkańców,
zdobywają przyjaciół i wrogów i przeżywają niesamowite przygody. W chwili, gdy
zaczyna się akcja tej części, Koko zostaje w końcu wypuszczony i znów jest
sobą, ale nieco dawnych przyzwyczajeń jednak w nim pozostało. Do tego w dalszej
drodze towarzyszy im owadopodobny Jol. Powoli staje się jednak jasne, że
najgorsze (i najdziwniejsze) rzeczy dopiero przed nimi…
Gdyby komiks ten powstał dzisiaj,
byłby wtórny (w końcu jego schematy zostały już do cna zgrane), a przede
wszystkim nie pobudzałby tak serc i umysłów. Im więcej współczesnych dzieł
czytam, tym wyraźniej widzę, jak wszędobylski przekaz wizualny i ożywianie na
ekranie nieziemskich cudów, zabiły ludzką wyobraźnię. Na szczęście Janusz
Christa tworzył w latach, kiedy to autor musiał potrafić urzec swoją wizją. I
musiał także nieźle się nagłówkować, by zawrzeć w swoim dziele jakąkolwiek
satyrę, a nie podpaść cenzurze. Chriście udała się każda z tych rzeczy.
Stworzył porywającą przygodówkę science fiction, pełną niezwykłości i epickich
scen, a jednocześnie wypełnił ją analogiami do swej współczesności. Ta pierwsza
strona komiksu zadowoli najmłodszych (tych dużych, z sentymentalnym sercem
zresztą też), druga odsłoni przed dorosłymi głębię całości.
A na tym nie koniec. Jak na komiks
publikowany w czasach PRL-u przystało, „Kajtek i Koko w kosmosie” bawiąc uczy,
ucząc bawi. I robi to w świetnym stylu. Nie czuć tu nachalnego dydaktyzmu, jest
za to urocza przypowieść o przyjaźni, odwadze i pokonywaniu własnych słabości.
Dużo tu humoru, dużo niezwykłych przygód i dużo prosto skrojonych, ale zapadających
w pamięć postaci, których losy nie są odbiorcy obojętne. Całość więc wciąga i
intryguje, a i nie zawodzi także pod względem wizualnym.
Rysunki to w końcu klasyczna,
świetna robota. Cartoonowa kreska, gęsto zarysowane kadry i prostota z miejsca
wpadają w oko, urzekają i przy okazji doskonale oddają wszystko to, co zrodziło
się w głowie Christy. Do tego nie można zapomnieć o kolorze, w końcu w ręce
czytelników po raz pierwszy trafia wydanie w pełni kolorowe właśnie. I chociaż
sam autor za życia przygotowywał się do niego, trzeba było dokończyć jego
prace. Na szczęście udało się to zrobić z klimatem i szacunkiem dla
pierwowzoru, bez nowoczesnych fajerwerków i szaleństw.
I tak oto w ręce czytelników trafia
po raz kolejny absolutnie fantastyczny komiks – w każdym tego słowa znaczeniu. Jeden
z najlepszych, jakie stworzyli polscy autorzy i coś ponadczasowego, co nie
zestarzało się ani trochę. Ja ze swej strony polecam gorąco i niecierpliwie
czekam na kolejne tomy.
Komentarze
Prześlij komentarz