WIERSZE
NICZYM PROZA
Iluż to gigantów grozy kojarzymy z
pisaniem poezji? Najlepszym na to przykładem jest choćby Edgar Alan Poe,
którego wiersze, jak chociażby doskonały "Kruk", są równie mocno
kojarzone z jego osobą, co opowiadania, z których słynął. Inaczej rzecz ma się
z Lovecraftem. Każdy słysząc to nazwisko z pewnością od razu pomyśli o
mitologii Cthulhu i wszystkim, co się z nią wiąże, ale poezja? A jednak!
Tworzył ją - i to na jakim znakomitym poziomie. A wy możecie się o tym
przekonać za sprawą zbioru "Nemezis", który po raz kolejny przenosi
nas do świata szalonego umysłu samotnika z Providence.
Wkroczcie po raz kolejny do
mrocznych odmętów wyobraźni H. P. Lovecrafta. Pójdźcie „Prastarym szlakiem”,
spróbujcie jak smakują „Grzyby z Yuggoth”, spotkajcie „Nemezis” i zajrzyjcie w
odmęty „Jeziora koszmaru”. Przyjmijcie też „Życzenia na Boże Narodzenie” i
posłuchajcie poematu „Na śmierć krytyka poezji”. Gotowi?
Jakie są wiersze Lovecrafta? To
zasadnicze pytanie, na które nie jest jednak łatwo udzielić odpowiedzi. Bo jak
tu właściwie ocenić poezję, skoro ta tak bardzo wymyka się wszelkim uogólnieniom
i klasyfikacją i jak chyba żadna inna forma słowa pisanego, tak mocno zależy od
indywidualnych odczuć odbiorcy. Jeśli jednak spojrzeć na całość pod względem
prozy autora, zaczyna wyłaniać się bardzo ciekawy obraz, któremu warto
przyjrzeć się bliżej.
A zatem czy lovecraftowska liryka
przypomina jego prozę, czy też może jest zupełnym od niej oderwaniem? Śmiało
można powiedzieć, że oba te określenia są właściwe. Bo Lovecraft pisał wiersze
różne, najróżniejsze, od mrocznych, onirycznych horrorów w stylu swoich
opowiadań, gdzie atmosfera jest duszna, dziwaczne byty czają się na każdym
kroku, a większości rzeczy nie da oddać się słowami, przez humorystyczne,
lekkie utwory, po hołd składany klasycznym dziełom, jak „Tygrys” Williama Blake’a
czy „Odyseja”.
A wszystko to podane stylem, który
z miejsca łatwo rozpoznać. I z tym bogactwem wyobraźni, która potrafi zrodzić
się tylko w umyśle genialnego szaleńca. Całość robi wielkie wrażenie, budzi też
niepokój, tak charakterystyczny dla prozy Lovecrafta, a jednocześnie, tak jak ona,
fascynuje, urzeka i porywa. I nie ważne, czy Samotnik z Providence serwuje nam
wizje rodem z koszmarnych snów czy bawi się słowem w niezobowiązujący sposób,
wrażenia są tak samo silne, a teksty robią równie duże wrażenie.
A i samo wydanie także nie zawodzi.
Z jednej strony mamy wiersze podane w oryginale i przekładzie, z drugiej dużo
ilustracji w wykonaniu Krzysztofa Wrońskiego, który zilustrował „Przyszła na
Sarnath zagłada”. Wreszcie jest też obszerne posłowie i dodatki pełne
informacji o publikacji wierszy i ciekawostek zza kulis. Dla miłośników Lovecrafta
to absolutne „musisz to mieć”, ale nie zawiodą się też miłośnicy dobrej poezji
i horrorów.
Komentarze
Prześlij komentarz