KSIĄŻKA
DOBRA, JAK FILM
Któż z nas nie zna „Omenu”, choćby
tylko ze słyszenia. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych filmowych serii grozy
poświęconych demonicznym mocom, od ponad czterdziestu lat straszy kolejne
pokolenia widzów i wciąż robi wielkie wrażenie. Nic więc dziwnego, że została
także zaadaptowana jako powieści, które nie tylko przenosiły na papier treść
filmowych hitów, ale też i rozbudowywały całość, niekoniecznie zgodnie z
kanonem. Ale wszystko zaczęło się od tej historii, jakże niepozornej, a zarazem
świeżej – i aktualnej po dziś dzień. Historii, która robi wielkie wrażenie
nawet po czterech dekadach od swojej premiery.
Oto nadchodzi niespokojny czas. Czas
przepowiedziany w Apokalipsie. Czas nadejścia Antychrysta. Wskazują na to wszystkie
znaki na niebie i ziemi, niewielu jednak ma pojęcie, co właściwie się dzieje, a
Jeremy Thorn, amerykański ambasador na brytyjskiej ziemi, do nich nie należy. Ma
własne problemy, jego żona jest w ciąży, a jak dotąd nie udało jej się donosić
dziecka. Teraz zbliża się poród, ale niestety i on kończy się śmiercią potomka.
Pojawia się jednak okazja: w momencie porodu zmarła pewna kobieta, po której
został osierocony noworodek. Nikt nie musi wiedzieć o zamianie, a każdy może
być szczęśliwy. Tak w ręce Thornów trafia chłopiec, który otrzymuje imię
Damien. Na początku nic nie wskazuje, że cokolwiek może być nie tak, ale z
czasem wokół dziecka zaczynają się dziać coraz dziwniejsze i coraz gorsze
rzeczy…
David Seltzer nie chciał pisać
scenariusza filmowego „Omenu”. I nie napisałby go, gdyby nie potrzebował
pieniędzy. Nie znał się na tworzenie horrorów, jako człowiek niewierzący nie
miał też większego zapału do takiej tematyki. A jednak podjął się tego
wyzwania, dokładnie zgłębił temat i
stworzył dzieło ponadczasowe. Jednocześnie w formie jego promocji, na
podstawie własnego scenariusza napisał powieść, która na księgarskie półki
trafiła jeszcze przed premierą filmu.
Zasadniczym pytaniem w tym
przypadku wydaje się być, jaka to właściwie jest powieść. Chyba nie ma
miłośnika literatury, który nie zetknąłby się w swoim życiu z literackimi
adaptacjami filmów czy gier. Każdy więc wie doskonale jakiego typu są to
książki – albo brzmią jak streszczenia, których nie da się czytać, albo
stylistycznie może i są niezłe, ale brak im prawdziwej literackiej wartości.
„Omen” taki nie jest. Podobnie, jak np. książkowa wersja „Halloween” (ach gdyby
tak ktoś wydał ją w naszym kraju), to kawał dobrze napisanej literatury
gatunkowej. Kilka dekad temu nie odcinało się kuponików od hitów, serwując ich
miłośnikom tandetę. „Omen” to powieść z prawdziwego zdarzenia, dobrze napisana,
ciekawa, emocjonująca i unikająca wszelkich skrótów.
Oczywiście nie obyło się bez zmian
wobec pierwowzoru. Te są jednak jak najbardziej pozytywne. Pojawiają się nowe
sceny, wiele wątków zostaje rozbudowanych, przeszłość bohaterów wyłania się zza
kurtyny, jaką spuścili na nią twórcy filmu, a polityczne aspekty zostają tu
podkreślone. Całość wieńczy zaś dobre wydanie, wzbogacone o ilustracje i
posłowie, ujawniające nam kulisy powstawania filmu, książki, jak i całej
franczyzy „Omenu”.
Czy można chcieć czegoś więcej?
Jako fan grozy nie pogardziłbym innymi książkami z tej serii, a także podobnymi
publikacjami tego typu, ale jeśli chodzi o samego „Omenu”, doczekał się on na
polskim rynku niemal doskonałego wydania. I nawet jeśli nie jest tak znany, jak
inne klasyczne powieści z gatunku horroru, warto o nim pamiętać i zdecydowanie
warto po niego sięgnąć. Dla miłośników grozy będzie to świetny prezent na
Halloween.
Komentarze
Prześlij komentarz