Akame ga Kill #8 - Takahiro, Tetsuya Tashiro

ŻAŁOBA I WALKA


Połowa „Akame ga Kill” już za nami. Cała seria liczy sobie bowiem zaledwie 15 tomików, ale jest to 15 tomików absolutnie wartych poznania. Oczywiście, jeśli lubicie shouneny. Wtedy czaka tu na Was mnóstwo dobrej, dynamicznej, nie stroniącej od krwi i atakującej nasze zmysły emocjami rozrywki z naprawdę udanym klimatem i zapadającymi w pamięć bohaterami.


Po tragicznych wydarzeniach, jakie wstrząsnęły Night Raid, nadchodzi czas wspominek, żałoby i tęsknoty za tymi, którzy odeszli już z tego świata. Na smutek nie ma jednak zbyt dużo czasu, wróg nie śpi, a zadania nie wykonają się przecież same. Dlatego też trzeba wrócić do działania, zadbać o to, by nikt więcej nie zginął i wysłać do grobu paru przeciwników. Tym razem celem jest Bolica, rezydencja przywódcy organizacji religijnej, która ma wiele na sumieniu. Night Raid obawia się, że Jaegers mogą czaić się na nich gdzieś tam i niewiele się mylą, bo oddziały wrogów przygotowują zasadzkę i tylko czekają na starcie. Sytuacja robi się coraz bardziej napięta i niebezpieczna, a nim obecne wydarzenia dobiegną końca, ktoś będzie musiał pożegnać się z życiem…


Cóż, nie będę ukrywał, że siłą „Akame ga Kill”, podobnie jak chyba każdej współczesnej mangi shounen, nie jest wcale szczególna oryginalność, a właśnie oparcie całości na doskonale znanych wszystkich schematach. W ten sposób np. „My Hero Academia” stała się hitem, inspirując się w mocno otwarty sposób nieśmiertelnym „Dragon Ballem”, a przed nią tak samo wybił się „Naruto”. „Akame” zaś otwarcie czerpie z „Naruto” właśnie. Autorzy swój świat oparli na mechanice znanej właśnie z tej serii, czyniąc go mrocznym i brutalnym, i zapełniając gadżetami, które do fantasy zdają się w ogóle nie pasować.


Oczywiście na tym nie koniec, bo scenarzysta całości zadbał o dodanie kilku rzeczy od siebie (chociażby magiczne stworzenia, że tak je dla uproszczenia określę). Całość powiela właściwie wszystkie najbardziej porządne elementy gatunku, od spektakularnych walk zaczynając, na erotyce kończąc. Nie brakuje tu także humoru, a ciekawy dodatek spod obwoluty, gdzie bohaterowie odwiedzają inne mangi, jest jednym z tych bonusów, po które sięgam z wielką ochotą (a z tym różnie bywa). Całość ma też znakomitą lekkość, czyta się szybko i przyjemnie i z ochotą na więcej, a tego właśnie każdy od shounenów oczekuje.


Do tego dochodzi znakomita szata graficzna, której zawdzięczamy mrok i klimat – jedne z najlepszych rzeczy, jakie „Akame” ma do zaoferowania. Samo wydanie też jest znakomite, więc nie pozostaje mi nic innego, jak polecić tytuł Waszej uwadze. Jeśli lubicie shouneny, macie po kilkanaście lat i chcecie dobrej, „męskiej” rozrywki albo macie sentyment do tego gatunku, będziecie bardzo, bardzo zadowoleni.


Komentarze