SKNERUS,
DONALD I CAŁA RESZTA
Chociaż Carl Barks nazywany jest
najczęściej mianem Ojca Kaczek (oczywiście tych Disneya), tak naprawdę nie on
je stworzył. On jednak wywarł na opowieść o nich największy wpływ, powołał do życia
między innymi Sknerusa McKwacza i stał się inspiracją dla niezliczonych
twórców, w tym Dona Rosy, który pod wpływem jego dzieł stworzył „Życie i czasy
Sknerusa McKwacza”, monumentalną, słusznie nagrodzoną Eisnerem sagę, wynoszącą
tego typu komiksy do rangi sztuki. Wszystko jednak zaczęło się od Barksa
właśnie, a teraz polscy czytelnicy mają szansę poznać jego twórczość w
najpełniejszej kolekcji jego prac, której pierwsze dwa tomy ukazały się właśnie
na naszym rynku.
Sknerus McKwacz najbogatszy (i najbardziej
skąpy) Kaczor świata. Któż go nie zna. Wzbogacił się m.in. na wydobywaniu
złota, a teraz, kiedy zaczyna cierpieć na amnezję, powraca do Klondike –
miejsca, gdzie podejmował się tego zadania i gdzie zostawiał wiele
najważniejszych wspomnień swojego życia. Towarzyszy mu oczywiście jego rodzina:
wiecznie pechowy siostrzeniec Kaczor Donald i jego rezolutni wychowankowie,
Hyzio, Dyzio i Zyzio. A to zaledwie początek ich przygód. W kolejnych
opowieściach w ręce Donalda trafi maszynka do wprowadzania w hipnozę, co
postanawia wykorzystać na swój sposób, potem, zajmując się drobiem, sprowadzi
na Kaczogród zalew piór i jajek, siostrzeńcy w trakcie Halloween spotkają
czarownicę, a Sknerus będzie szukał nowych sposobów na zarabianie. A to
zaledwie początek szalonych, zabawnych i pouczających przygód.
Zanim przyjrzę się poszczególnym
elementom tego albumu, pozwólcie że zajmę się nieco stroną techniczną. I nie
chodzi mi tu wcale o wydanie, absolutnie rewelacyjne (nie ma tu takich błędów,
jak w wydanym przed rokiem albumie „Życie i czasy Sknerusa McKwacza” – przekład
jest świetny, a przy okazji zachowano taki sam format), a fakt, że ten pierwszy
tom wcale takim pierwszym nie jest. Barks swoje komiksy tworzył bowiem od 1942
roku, tu mamy prace z lat 1952-1953, ale… Właśnie, żaden to minus, bo z tego
konkretnego okresu (kontynuowanego w kolejnych tomach) pochodzą jego
najważniejsze i najlepsze dzieła, w tym także te, które natknęły Rose do
stworzenia swojego opus magnum.
To jednak dopiero początek. Mamy tu
bowiem najlepszy komiks Disneya w historii (zdaniem użytkowników portalu https://inducks.org/)
i całe mnóstwo genialnych prac, które mimo upływu lat nie zestarzały się ani
trochę. Są tu przygody, są codzienne, życiowe sytuacje, jest humor, jest
satyra, prawda, przesłanie a nawet niezwykły klimat. Jest też mądrość i
prawdziwa siła, jaką kojarzymy głównie z klasyką. I jest też ta magia, która
kupi zarówno dzieci i dorosłych – nie przypadkiem zresztą Will Eisner nazwał
niegdyś Barksa „Hansem Christianem Andersenem świata komiksu”.
Wszystko to oczywiście zostało
rewelacyjnie zilustrowane, w sposób cartoonowy, ale absolutnie zachwycający w
swej prostocie. Udany jest też kolor, oparty na najnowszych wydaniach, jednak
doskonale pasujący do całości i nie sprawiający wrażenia nazbyt nowoczesnego,
co jest częstą zmorą odświeżanych komiksów. O rewelacyjnym wydaniu już pisałem,
więc nie będę się powtarzał, ale muszę dodać jedno: „Kaczogród” Carla Barksa to
seria, która powinna znaleźć się nie tylko w kolekcji miłośników Kaczek. To
dzieło, które spodoba się każdemu miłośnikowi dobrych, mądrych komiksów.
Dlatego polecam bardzo, bardzo gorąco.
A wydawnictwu Egmont dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz