ZNALEŹĆ
„JEDNOROŻCA”
Wielkim fanem Szmidta nigdy nie
byłem i nigdy pewnie nie będę. Jak większość polskich fantastów, tak i on pisze
w sposób prosty, lekki i szybki w odbiorze, ma dobre momenty, ale serwuje nam
jedynie rozrywkę. I tylko rozrywką, nawet jeśli z perspektywy lat bardzo trafną
w swym profetyzmie, jest powieść „Kroniki jednorożca: Polowanie”. Choć trzeba
przyznać, że to nawet udana lektura, z paroma dobrymi wątkami i pazurem.
Przyszłość (przynajmniej dla
czasów, kiedy powieść powstawała). Edmund Lis jest telepatą, potrafi czytać
ludziom w myślach, narzucać im swoją wolę itd. Los chce, że zamiast zostać
superbohaterem albo samemu czerpać korzyści ze swoich zdolności, staje się
marionetką w rękach pewnego polityka. To jednak wierzchołek góry lodowej, bo
już wkrótce utworzona zostaje tajna grupa wywiadowcza złożona z osób z
podobnymi mocami. Ich cel na chwilę obecną jest dość prosty – znaleźć
„jednorożca”, a dokładniej prawdziwego jasnowidza. Kogoś, kto potrafiłby
przewidywać przyszłość. Jak się można spodziewać, Lis i jego ekipa nie wiedzą
jeszcze, co na nich czeka…
Twórczość Szmidta znana jest nie
tylko w Polsce. Autor ten, na rynku obecny od lat 80., stworzył wiele
pamiętnych dzieł, w tym serię z gatunku space opera „Pola dawno zapomnianych
bitew”, która nie tylko ukazała się w USA, ale także zdobyła tam spore uznanie.
Pozytywnie wypowiadali się o niej m.in. Nancy Kress, David Weber czy Mike
Resnick. Jeśli chodzi o „Kroniki jednorożca” trudno odnosić się do nich z aż
takim zachwytem. To, jak pisałem na wstępie, dość prosta rozrywka pozbawiona
większej oryginalności i głębi.
Na czym więc polega jej
popularność? Bo gdyby nie była popularna, nie doczekałaby się wznowienia po
ponad dekadzie od premiery, prawda? Dla polskiego czytelnika na pewno atrakcyjne
są tu odniesienia do rzeczywistości. Gdy jednak powieść powstawała, siła jej
wymowy nie była tak duża, jak teraz. Wtedy to była fikcja, ale rzeczywistość ją
dogoniła, choć nikt nie mógł się tego spodziewać. Może zmiany polityczne były
dość przewidywalne, ale już zamach Rosjan na polską elitę celem przejęcia
władzy czy organizacja przez nasz kraj Euro na pewno nie znajdowały się w fazie
przypuszczeń kogokolwiek. Szmidt to jednak wymyślił, przewidział wręcz, a
całość wcisnął w sensacyjno-fantastyczne wydarzenia niczym z kinowych hitów
akcji.
Rzecz w tym jednak, że nie wplótł
tych wydarzeń w zbyt oryginalny scenariusz. Wręcz przeciwnie, całą fabułę
(stanowiącą rozwinięcie opowiadania autora pt. „Polowanie na jednorożca”)
Szmidt oparł tu na schematach pełnymi garściami czerpanych z książek Stephena
Kinga o bohaterach z telekinetycznymi mocami, podlał to motywami z przygód
X-Menów i innych komiksowych superbohaterów, a do tego dorzucił jeszcze coś z
serialu „Z archiwum X”. I wcale swoich inspiracji nie ukrywa, nawet głównemu
bohaterowi nadał pseudonim Mulder. Zabrakło w tym niestety trochę zabawy
schematami i satyry, która dodałaby całości dystansu.
Ale jest niezła rozrywkowa
opowieść. Nieco wulgarna, dość mocno ciążąca w stronę tendencji od lat
popularnych w polskiej fantastyce (acz za rzadko przełamywanych). Nieprzekonani
do rodzimych powieści z tego gatunku nieprzekonanymi nadal pozostaną, ale ich
miłośnicy będą zadowoleni.
Komentarze
Prześlij komentarz