Kroniki jednorożca: Polowanie - Robert J. Szmidt

ZNALEŹĆ „JEDNOROŻCA”


Wielkim fanem Szmidta nigdy nie byłem i nigdy pewnie nie będę. Jak większość polskich fantastów, tak i on pisze w sposób prosty, lekki i szybki w odbiorze, ma dobre momenty, ale serwuje nam jedynie rozrywkę. I tylko rozrywką, nawet jeśli z perspektywy lat bardzo trafną w swym profetyzmie, jest powieść „Kroniki jednorożca: Polowanie”. Choć trzeba przyznać, że to nawet udana lektura, z paroma dobrymi wątkami i pazurem.


Przyszłość (przynajmniej dla czasów, kiedy powieść powstawała). Edmund Lis jest telepatą, potrafi czytać ludziom w myślach, narzucać im swoją wolę itd. Los chce, że zamiast zostać superbohaterem albo samemu czerpać korzyści ze swoich zdolności, staje się marionetką w rękach pewnego polityka. To jednak wierzchołek góry lodowej, bo już wkrótce utworzona zostaje tajna grupa wywiadowcza złożona z osób z podobnymi mocami. Ich cel na chwilę obecną jest dość prosty – znaleźć „jednorożca”, a dokładniej prawdziwego jasnowidza. Kogoś, kto potrafiłby przewidywać przyszłość. Jak się można spodziewać, Lis i jego ekipa nie wiedzą jeszcze, co na nich czeka…


Twórczość Szmidta znana jest nie tylko w Polsce. Autor ten, na rynku obecny od lat 80., stworzył wiele pamiętnych dzieł, w tym serię z gatunku space opera „Pola dawno zapomnianych bitew”, która nie tylko ukazała się w USA, ale także zdobyła tam spore uznanie. Pozytywnie wypowiadali się o niej m.in. Nancy Kress, David Weber czy Mike Resnick. Jeśli chodzi o „Kroniki jednorożca” trudno odnosić się do nich z aż takim zachwytem. To, jak pisałem na wstępie, dość prosta rozrywka pozbawiona większej oryginalności i głębi.


Na czym więc polega jej popularność? Bo gdyby nie była popularna, nie doczekałaby się wznowienia po ponad dekadzie od premiery, prawda? Dla polskiego czytelnika na pewno atrakcyjne są tu odniesienia do rzeczywistości. Gdy jednak powieść powstawała, siła jej wymowy nie była tak duża, jak teraz. Wtedy to była fikcja, ale rzeczywistość ją dogoniła, choć nikt nie mógł się tego spodziewać. Może zmiany polityczne były dość przewidywalne, ale już zamach Rosjan na polską elitę celem przejęcia władzy czy organizacja przez nasz kraj Euro na pewno nie znajdowały się w fazie przypuszczeń kogokolwiek. Szmidt to jednak wymyślił, przewidział wręcz, a całość wcisnął w sensacyjno-fantastyczne wydarzenia niczym z kinowych hitów akcji.


Rzecz w tym jednak, że nie wplótł tych wydarzeń w zbyt oryginalny scenariusz. Wręcz przeciwnie, całą fabułę (stanowiącą rozwinięcie opowiadania autora pt. „Polowanie na jednorożca”) Szmidt oparł tu na schematach pełnymi garściami czerpanych z książek Stephena Kinga o bohaterach z telekinetycznymi mocami, podlał to motywami z przygód X-Menów i innych komiksowych superbohaterów, a do tego dorzucił jeszcze coś z serialu „Z archiwum X”. I wcale swoich inspiracji nie ukrywa, nawet głównemu bohaterowi nadał pseudonim Mulder. Zabrakło w tym niestety trochę zabawy schematami i satyry, która dodałaby całości dystansu.


Ale jest niezła rozrywkowa opowieść. Nieco wulgarna, dość mocno ciążąca w stronę tendencji od lat popularnych w polskiej fantastyce (acz za rzadko przełamywanych). Nieprzekonani do rodzimych powieści z tego gatunku nieprzekonanymi nadal pozostaną, ale ich miłośnicy będą zadowoleni.

Komentarze