Uniesienie - Stephen King

JAK STRACIĆ NA WADZE


King co prawda w ostatnich latach nie tworzy już naprawdę genialnych książek, jak to zdarzało mu się wcześniej, ale nie pisze też dzieł zupełnie złych. Każda, nawet najbardziej wtórna i przewidywalna jego powieść trzyma dobry poziom i dostarcza naprawdę świetnej rozrywki, której próżno szukać w tworach innych, bestsellerowych pisarzy. Nie inaczej jest z "Uniesieniem", nowelką bardzo sympatyczną, choć opartą już na znanym z "Chudszego" motywie, nie zaskakującą szczególnie, ale jakże znakomitą w odbiorze.


Scott Carey traci na wadze. Jest postawnym mężczyzną, wysokim i nie narzekającym na niedowagę, więc powinien się z tego faktu cieszyć, ale coś jednak jest nie tak. I to bardzo. Scott zaczyna się obawiać, że może być chory, jednak i to nie byłaby odpowiedź na gnębiące go pytanie, co właściwie się dzieje. Bo nie ważne czy jest ubrany, czy też nie albo czy czymś się dociąża, waga wciąż pokazuje taką samą wartość. Dodatkowo każdego dnia wartość ta coraz bardziej się zmniejsza. O dziwo, tajemnicze przekleństwo staje się dla niego szansą na odmianę swojego życia i wykrzesanie z niego wszystkiego, co najlepsze. Niestety, coś złego dzieje się w Castle Rock i to chyba on będzie musiał zająć się problemami…


Komu podobała się nowelka „Pudełko z guzikami Gwendy”, ten i z „Uniesienia” będzie zadowolony. Mi, długoletniemu miłośnikowi twórczości Króla Horroru obie książki przypadły do gustu i bawiłem się z nimi naprawdę świetnie. Krótko, to prawda, ale jednak znakomicie, a niewielka objętość całości sprawiła, że nie spotkałem tu dłużyzn, które tak często zdarzają się w jego, rozpisywanych przecież nawet i na tysiąc stron, powieściach. Owszem, były też i opowiadania Kinga, które dłużyły się niemiłosiernie, dlatego tym bardziej należy docenić „Uniesienie”, którego lekkość autentycznie wciąga i jest po prostu przyjemna.


Oczywiście wiadomo, że całość jest świetnie napisana, bo autor z Maine przez lata osiągnął mistrzostwo w operowaniu słowem – nie mówię tu o mistrzostwie pokroju gigantów literatury wyższej, ale takim, jakie w powieściach rozrywkowych z nutą czegoś ponad znaleźć można – co jednak z samą fabuła. A to bardzo istotne pytanie, bo pisarz od dawna wręcz pasjami kopiuje swoje własne pomysły. Takie „Lśnienie” np. powielił potem m.in. w „Worku kości” czy „Ręce mistrza”, podobnie rzecz miała się z „Misery”, której lustrzanym odbiciem była „Gra Geralda” i paroma innymi dziełami. „Uniesienie” natomiast brzmi, jak „Chudszy”, powieść, którą King napisał pod pseudonimem Richard Bachman (i która stała się przyczyną zdemaskowania jego nom de plume) – tu mamy mężczyznę, który traci na wadze, choć nie chudnie, tam człowieka chudnącego w zastraszającym tempie.


Ale na szczęście i tym razem Król zdołał wykrzesać z wtórnego motywu coś naprawdę udanego. Całość jakiś pomysł na siebie ma, ma też konkretną akcję, niezły klimat i standardowy zestaw kingowskich bohaterów, dobrze skrojonych i wyrazistych. I jest jeszcze Castle Rock, miejsce akcji wielu powieści i opowiadań Kinga, które ostatnio stało się bohaterem serialu telewizyjnego pod takim właśnie tytułem – miasteczko sentymentalne dla miłośników twórczości autora i przywołujące niejedno wspomnienie.


W skrócie: King znów nie zawiódł. Miłośnicy jego twórczości, jak i nowi czytelnicy, którzy chcą dobrej fantastyki z dreszczykiem, będą bardzo zadowoleni. Ja jak zawsze polecam gorąco i mam nadzieję, że Król nigdy już nie straci tak dobrego poziomu.

Komentarze