SHOUNEN
UPADŁY
„Bakuman” to jeden z tych tytułów,
o których nie umiem pisać inaczej, niż z zachwytami. Z jednej strony całość tak
doskonale wpasowuje się w mój gust, moje pasje i pewne osobiste elementy (o
których pisałem przy okazji recenzowania poprzednich tomów, więc daruję sobie powtarzanie),
jak chyba żadne inne dzieło. Z drugiej jednak – i to jest rzecz ważniejsza, niż
wszystko co napisałem powyżej – to po prostu rewelacyjna manga, która zachwyci
każdego miłośnika komiksu, pragnącego zgłębić kulisy mangowej branży.
Muto Ashirogi dawno nie byli w tak
trudnej sytuacji. Ich manga „PCP” co prawda świetnie sobie radzi, wygrali z miażdżącą
przewagą nad przeciwnikiem, który kopiował ich pomysły i wyzwał ich na starcie,
ale żeby zrealizować swoje marzenia, muszą zdobyć anime, a to oddala się coraz
bardziej. Już sam fakt, że ich opowieść traktuje o „dobrych przestępstwach”
sprawił, że pomysł na serial odrzucono, by nie inspirować dzieci do powielania akcji
bohaterów. Teraz jednak ktoś wykorzystując pomysły z „PCP”, dokonuje włamań, a
wydarzenia to szerokim echem rozbrzmiewają w mediach. A to nie jedyny problem…
Młody geniusz mangowy, Niizuma,
zaczyna swoją walkę o zostanie największym twórcą w „Shounen Jumpie”. Wszystko
wskazuje na to, że mu się uda, ale to oznacza, że dostanie możliwość anulowania
dowolnej mangi. Redaktorzy odetchnęli z ulgą, gdy doszli do wniosku, że jego
działania miały jedynie zmotywować Ashirogiego do odzyskania dawnej formy, ale
wszystko wskazuje na to, że się pomylili. Gdy Niizuma przyznaje, że chce
anulować pewną serię, jego koledzy po fachu decydują się rzucić mu wyzwanie.
Jaki tytuł znalazł się na jego celowniku i dlaczego? Co z osobą kopiująca
pomysły z „PCP”? I co wyniknie z rywalizacji?
„Bakuman” to rasowy shounen, ale
shounen zdekonstruowany. A może lepiej byłoby powiedzieć, stosując terminologię
bohaterów dążących do stworzenia takiego właśnie dzieła, shounen upadły. Na
czym polega różnica? Na przeniesieniu doskonale znanego schematu na zupełnie
inny grunt. W „Bakumanie”, jak w innych dziełach tego typu, mamy bohaterów
wybrańców, którzy muszą toczyć swoje walki. Nie zmagają się na arenach, nie
walczą z zagrożeniem z kosmosu, nie mają też supermocy – a właściwie mają
jedną: talent do tworzenia. Ale nie są jedyni, trzeba więc pokonać
przeciwników, a tych w drodze na szczyt nie brakuje.
Oczywiście nie mogło tu zabraknąć
humoru (jakże doskonale pasującego do poważnej przecież treści) i wątku
miłosnego, który – choć w ostatnich tomach mniej wyraźny – jest przecież siłą
napędową całości. Ale oprócz tego mamy tu fascynujące kulisy branży mangowej. Przyglądamy
się całemu procesowi twórczemu i wydawniczemu, od narodzin i szlifowania
pomysłu, przez rysowanie i pracę z asystentami oraz związane z tym rzeczy, po
samą publikację, starania o zdobycie jak najwyższej pozycji itd. Jest tu więc i
prawda, i głębia – i mnóstwo emocji też się znalazło.
A wszystko to zostało rewelacyjnie
zilustrowane. Z shounenowa lekkością, ale szczegółowo, realistycznie i z
genialnym oddaniem detali. Miłośnicy gatunku, jak wszyscy prawdziwi fani
komiksu, będą „Bakumanem” zachwyceni. Dlatego polecam gorąco i z
niecierpliwością czekam na kolejne tom, bo niewiele już zostało do wielkiego
finału tej znakomitej serii.
Komentarze
Prześlij komentarz