RETROSPEKCJE
TRWAJĄ
To już dwudziesty tom „Karnevala”,
a co za tym idzie, nadszedł czas drobnych podsumowań. Autorka zauważa, że nad
serią spędziła już dziesięć lat. Trzeba jednak powiedzieć, że nie był to czas
stracony. Pewnie pamiętacie, że na pierwsze dwa, trzy tomy mangi sarkałem i nie
byłem do niej przekonany, ale potem kupiła mnie w zupełności i cieszę się, że
mogłem przeczytać aż tyle jej części. A tym bardziej, że to jeszcze nie koniec.
Retrospekcji Karoku ciąg dalszy.
Przeszłość zostaje wyjawiona. Odpowiedzi na dręczące czytelników od pierwszego
tomu pytania w końcu wychodzą na światło dzienne!
Uro usiłuje wytropić zbiegłą
rodzinę. Kafuka stara się jak może odnaleźć Nisu Arumeritę, jego żonę i syna,
ale na próżno. Tymczasem Karoku wraz z rodzicami ukrywa się w lesie Niji. Nie
dość, że udało mu się spotkać jedno z tych legendarnych stworzeń, którym las
zawdzięcza swoją nazwę, to jeszcze się zaprzyjaźnił, nadając mu imię Nai.
Niestety sytuacja uciekinierów nie jest tak kolorowa, jakby się wydawało.
Brakuje im leków i innych produktów potrzebnych do przetrwania. Nisu wyrusza w
drogę do pobliskiego miasta, gdzie bywał już nieraz, by zaopatrzyć się w
lokalnych sklepach. Niestety tym razem wszystko idzie nie tak. Nie dopada go
Kafuka, jednak nie trzeba wcale wielkiej, złej organizacji by rodzinę spotkała
tragedia.
Żona Nisu, kiedy dowiaduje się o
losie męża, nie potrafi poradzić sobie ze stratą. Zatraca się w badaniach nad
niji i ich niezwykłych zdolnościach. I to tak bardzo, że przekracza wszelkie
granice. Kiedy pewnego dnia Karoku budzi się, nieświadomy ile dni tak naprawdę
przespał, odkrywa jak bardzo w trakcie tego czasu zmienił się jego świat…
Ten tom „Karnevala”, jak na
jubileuszowy przystało, w końcu wyjaśnia nam niemal wszystko. W poprzednim dowiedzieliśmy
się skąd się wziął Karoku, jak znalazł się w lesie Niji i kim właściwie był.
Teraz nadszedł czas przekonać się jak sympatyczne zwierzątko stało się tym
Naiem, którego znamy, co doprowadziło do takiego, a nie innego stanu rzeczy i
jakie jeszcze tajemnice kryją się w jego przeszłości. A nie brak tu zaskoczeń,
wzruszających momentów i całego mnóstwa emocji, które sprawiają, że ten tom
czyta się jednym tchem.
I nie ma znaczenia, że akcja
właściwie nie posuwa się tu do przodu. Wręcz przeciwnie, niemal cała ta część
jest jedną wielką retrospekcją, ale to jest w niej najlepsze. I właśnie to
sprawia, że w ręce czytelników trafia tomik, który okazuje się być jednym z
najlepszych, jeśli nie najlepszym w całym „Karnevalu”. Dodajcie do tego
znakomite wydanie i świetna szatę graficzną i otrzymacie kawał świetnej mangi.
Coś, co porusza i fascynuje.
Ja ze swej strony polecam bardzo,
bardzo gorąco. Nawet jeśli seria miała swoje wzloty i upadki, dla tego właśnie
tomu warto było ją całą czytać. Mam tylko nadzieję, że kolejne części utrzymają
ten świetny poziom.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz