Każde martwe marzenie. Opowieści z meekhańskiego pogranicza - Robert M. Wegner

NAJLEPSZA POWAŻNA POLSKA SERIA FANTASY POWRACA


„Opowieści z meekhańskiego pogranicza” to bezwzględnie najlepsza poważna polska seria fantasy. Czytałem, wiele dobrych rodzimych książek, kilka naprawdę udanych z tego typu literatury, jak choćby „Pan Lodowego Ogrodu”, a jednak to właśnie dzieło Wegnera przyćmiło wszystkie z nich. Fabularnie, stylistycznie… właściwie na każdym poziomie. Dlatego tak bardzo wyczekiwałem najnowszego, piątego tomu serii, a teraz, kiedy się w końcu ukazał, mogę powiedzieć jedno – jak zawsze warto było czekać, bo autor po raz kolejny pokazał, za co kochają go jego fani.


Deana d’Kellean nigdy nie miała lekko, a życie powiodło ją drogą od Pieśniarki Pamięci i mistrzyni miecza, do wybranki Boga Ognia, która rządzi swoim własnym księstwem położonym na pustyni. Niegościnny, rozgrzany teren, staje się jednak areną niebezpiecznych wydarzeń, kiedy bunt niewolników u południowych granic, postępuje coraz bardziej. Teraz na władczynię, która zmagała się w poukładaniem kraju na nowo, czeka zażegnanie kryzysu, mogącego przerodzić się w wojnę. Kryzysu, w którym po stronie niewolników znalazł się Genno Laskolnyk ze swoimi ludźmi. Co tam jednak robi i do czego jego obecność może doprowadzić?

Tymczasem Czerwone Szóstki zmagają się ze sekretem, który życie kosztował już niejedną osobę. Los przetnie ich drogi z drogami Szczurów i Altsina. A to dopiero początek tego, co będzie się działo. Areną zaś stanie się Meekhan, którego czeka nie lada próba.


Długo Wegner kazał nam czekać na piąty tom swojej sagi, bo aż trzy lata – może nie jest to imponujący okres czasu, zwarzywszy na to, ile np. George R.R. Martin tworzy najnowszą część „Pieśni lodu i ognia”, ale jednak dłużył się strasznie – ale warto było. O tym pisałem już jednak na wstępie, pytanie tylko co to tak właściwie znaczy. Pozwólcie zatem, że przejdę do szczegółów.


Wszystkie poprzednie tomy „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” były znakomitymi lekturami, stojącymi na naprawdę wysokim poziomie, tym razem jednak autor przeszedł samego siebie. W liczącej ponad siedemset stron powieści, zebrał bohaterów i wątki rozwijane od samego początku kariery, kiedy to cykl był jeszcze serią opowiadań, powiązanych ze sobą głównie miejscem akcji i bohaterami. Z czasem historie i postacie zaczęły się przeplatać i łączyć w większą, fascynującą całość. Etapem kulminacyjnym tego procesu staje się właśnie „Każde martwe marzenie”, kiedy to na stronach spotykają się wszyscy, a ich losy i wydarzenia z nimi związane, jak poszczególne elementy układanki, wskakują wreszcie na miejsce, tworząc piękny, rozległy obraz.


Jednocześnie wszystko to Wegner podaje typowym dla siebie stylem, nie tak lekkim i prostym, do jakiego przyzwyczaiła nas rozrywkowa fantastyka, ale chwała mu za to. Ciężar całości jest odpowiednio wyważony, opisy, literacko satysfakcjonujące, urzekają zarówno epickością, jak i realizmem, akcja ma dobre tempo, nie brak tu też spokojnych, stonowanych momentów, a bohaterowie są naprawdę dobrze skonstruowani. Sam świat też jest ciekawy, autor nie zapomina przy tym o popisie wyobraźni, a zarazem wie, jak wszystko to połączyć ze sobą w spójną całość.


W skrócie: „Każde martwe marzenie”, tak jak cały cykl „Opowieści z meekhańskiego pogranicza”, to kawał doskonałej literatury fantastycznej dla dojrzałego i wymagającego czytelnika. Tę serię chce się czytać i chce się do niej wracać. Dlatego też polecam gorąco, tym bardziej, że w rodzimej literaturze fantastycznej rzadko zdarza się spotkać tak wysoki poziom.

Komentarze