VANITAS
ZNÓW GRUBSZY
Pierwsze dwa tomy „Księgi Vanitasa”
były słusznej objętości grubaskami. Trzeci liczył już tylko niewiele ponad
dwieście stron, ale w czwartym na czytelników znów czeka prawie 60 dodatkowych stron
akcji, klimatu i niezłej zabawy. Co prawda autorka zapowiada, że w przyszłości
zamierza posłać swoją mangę na kurację odchudzającą i następne części nie będą
już tak imponować wielkością, ale wierzę, że i tak warto będzie po nie sięgnąć.
W Paryżu dochodzi do serii
tajemniczych ataków, których ofiarami padają wampiry. Przestępca nie zabija ich
jednak, a porywa. Noé i Vanitas oczywiście wyruszają zbadać sprawę, przekonani,
że stoją za nią siły kościelne znane jako „Chasseur”. Ta antywampirza jednostka
nie dopuści by jakikolwiek krwiopijca uszedł z życiem, ale z drugiej strony czy
to na pewno ona stoi za atakami? Vanitas dochodzi do wniosku, że winny może być
doktor Moreau, szaleniec niegdyś współpracujący z Kościołem, a potem wyklęty ze
względu na swoje chore eksperymenty. To ona przed laty porywał Vanitasa i
przeprowadzał na nim swoje badania. By go odnaleźć, bohaterowie będą musieli
zagłębić się w tajne tunele katakumb i tu zaczynają się ich kłopoty. W
katakumbach bowiem swoje więzienie ma „Chasseur”. Kiedy więc obaj wpadają na
kapitana jednostki, zaczyna się walka. Co prawda bohaterom udaje się uciec, jednak
kapitan ściga ich, chcąc zabić Noégo, a w Vanitasie obudzić należyte, ludzkie
uczucia. O dziwo, kiedy dochodzi do starcia między siłami, udaje się zawrzeć
rozejm i wszyscy ruszają razem na poszukiwania Moreau. Pytanie tylko, co czeka
na nich na miejscu…
Jakie jeszcze tajemnice skrywa
przeszłość Vanitasa? Co z nosicielem klątwy? I co jeszcze czeka na naszych bohaterów?
Na część z tych pytań odpowiedzi
dostaniecie już w tym tomie, na inne – cóż, czy będziecie musieli zaczekać, czy
nie, tego Wam nie zdradzę. Niech sama manga powie Wam to wszystko. Jeśli
polubiliście tę serię, na pewno się nie zawiedziecie. Jest tu bowiem i akcja, i
klimat, i kilka krwawszych scen też się najdzie, ale jednocześnie wraca tu
nieco więcej humoru, sporo mamy też stonowanych, „przegadanych” momentów,
wreszcie także porcję emocji i nawet romantyczne uniesienia.
Nowych pytań nie brakuje, tak samo
jak zwrotów akcji, dzięki czemu całość pochłania się dosłownie na raz. Nie
można też przy okazji nie wspomnieć o udanej szacie graficznej. Autorka łączy
tu kobiecą stylistykę z elementami shounena i wychodzi jej to nieźle. Nie
genialnie, ale na tyle dobrze, że nie ma się tu do czego przyczepić.
Miłośnicy takich wymykających się
gatunkowym ramom mang akcji nie będą zawiedzeni. „Księga Vanitasa” to niezła
opowieść, ma swoje dobre strony, choć wciąż jest nieco niewyważona. Ale ma swój
urok i dobrze się bawię w trackie lektury, dlatego polecam.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz