KRWAWA
MĘSKA JAZDA BEZ TRZYMANKI
„Murciélago” nie zwalnia tempa. Ta
seria od początku daleka była od powolnego prowadzenia fabuły, ale akcja, która
zaczęła się wraz z poprzednim tomem, w tym rozwija się w znakomitym kierunku i
dostarcza znakomitych przeżyć. Tradycyjnie najlepiej bawić się tu będą faceci,
dla których autor przygotował dużo seksu, (no może tym razem nie tak dużo) i
jeszcze więcej brutalnej, krwawej i podlanej czarnym humorem przemocy, ale nie
tylko oni znajdą tu coś dla siebie.
Kuroko miała odnaleźć siedzibę
organizacji terrorystycznej z długimi tradycjami, za to ukrywającej się obecnie
pod nową nazwą – Ousenkai. Wszystko po to, by nie dopuścić do planowanego przez
nią ataku chemicznego. I… Cóż, nie udało się, a jakby tego było mało, celem zamachu
stała się Komenda Stołeczna Policji. Funkcjonariusze nie zaprzestają jednak
działań, a zagrożeń nie brakuje.
Tymczasem Kuroko kontynuuje swoją
misję dotarcia do siedziby wrogów. Udaje jej się ją odnaleźć i planuje
przeprowadzić własny atak, a akcji towarzyszą jej Kuchiba, Rinko, Urara i
Hinako. Zaczyna się kolejna krwawa walka, z której większość uczestników nie
wyjdzie żywa. Ale czego się spodziewać, gdy do poskromienia terrorystów wysyła
się psychopatkę, seryjną morderczyni, płatną morderczyni i ich towarzyski?
Czytając finał poprzedniego i cały
ten tomik, miałem tylko jedno skojarzenie – że Yoshimurakana naoglądał się
jednego z moich ulubionych seriali, „24 godziny” i postanowił w ramy swojej
opowieści wcisnąć historię rodem z niego. Mamy tu w końcu terrorystów, atak
chemiczny na komendę, samotną walkę ze złem itd. itd. Można wręcz powiedzieć,
że tak wyglądałyby „24”, gdyby Jack Bauer był biuściastą nimfomanką lesbijką
(łamane przez psychopatkę, łamane przez seryjną morderczynię z nadnaturalnymi
zdolnościami), a jego przygody miały więcej humoru. Efekt finalny, choć może
brzmi to osobliwie, jest naprawdę udany i przede wszystkim wciąga.
Kolejne masakry i opisy kretowanego
mordowania wrogów ogląda się z taką przyjemnością, z jaką pochłania się filmy typu
„Piła” – jeśli oczywiście się je lubi. A „Piłę” wspominam tu nie przypadkiem,
bo jeden z pierwszych tomików „Murciélago” był zbudowany na znanym z tej
filmowej serii schemacie. Oczywiście nie zawodzą też akcja, która toczy się w
zawrotnym tempie i sam humor. Nie każdego żarty będą śmieszyć, czasem mogą być
niesmaczne czy wręcz odpychające, ale taki już ich urok. Uroku zresztą też jest
tutaj sporo, tak samo jak słodyczy, a całość ma udany klimat i choć nie
zaskakuje, kolejne rozdziały pochłania się bez ochoty na przerwę.
Wszystko to zostało odpowiednio zilustrowane.
Design postaci, jak to w mandze, jest prosty i lekki. Wielkookie bohaterki o
sympatycznych buziach oddają się jednak masakrom, które przedstawione zostały
ze wszystkimi drastycznymi detalami w sposób realistyczny, nawet jeśli czasem
jest w tym sporo ironii i dystansu. Efekt finalny nie jest dla wszystkich – a
już na pewno nie dla młodych czytelników. Jednych odstraszy, innych zniesmaczy.
Kto jednak lubi taką krwawą, męską jazdę bez trzymanki, na pewno będzie z
„Murciélago” bardzo zadowolony.
Komentarze
Prześlij komentarz