KOLEJNE
ŚLEDZTWO CORMORANA
Po trzech latach od wydania „Żniw
zła”, J.K. Rowling powraca jako Robert Galbraith z nowym kryminałem o
przygodach Cormorana Strike’a. Wszyscy, którym podobały się poprzednie części,
mogą zacierać ręce, bo autorka utrzymała ich poziom. Tych jednak, których nie
kupiły trzy wcześniejsze tomy, nie kupi także i ten. Jedno jednak trzeba
powiedzieć: mimo swoich minusów, powieści z tej serii to całkiem udana
literatura rozrywkowa, która miłośnikom gatunku potrafi dostarczyć niezłej
zabawy na kilka długich popołudni.
Od wydarzeń opisanych w „Żniwach
zła” minął rok. Cormoran obawiał się, jak zyskanie rozgłosy wpłynie na jego
pracę, jak się bowiem nie raz już przekonał chwilowa popularność nie idzie w
parze z zyskami. Co gorsza, się teraz jeszcze bardziej rozpoznawalny, a jak ma
sobie radzić w zawodzie prywatny detektyw, który powinien pozostać anonimowy?
Jednakże popularność Cormorana nie słabnie, jego firma rozrasta się, przybywa
pracowników i wszystko zmierza w dobrym kierunku. Aż wkrótce sprawy zaczynają
się komplikować. Kiedy w agencji zjawia się Billym, młody mężczyzna twierdzący,
że był świadkiem morderstwa dziecka, wszystko wskazuje na to, że detektywom
trafił się wariat. Stan psychiczny mężczyzny też nie pozostawia żadnych
złudzeń. Jednakże w jego historii jest coś, co sprawia, że Strike postanawia
zająć się tą sprawą. Nie ważne, że rzekomej zbrodni dokonano, kiedy Billy był
dzieckiem. Zaangażowanie się w tą zagadką ściąga jednak na Cormorana uwagę
wyższych sfer, a on sam wplątany zostaje w o wiele bardziej skomplikowaną
sprawę, niż mógłby sądzić. Na niego i Robin czeka trudne zadanie, które
zaprowadzi ich w nieoczekiwane miejsca…
Tam, gdzie kończą się inne książki,
ta się zaczyna. W rozpisanym na blisko trzydzieści stron prologu trafiamy
bowiem na ślub Robin, gdzie jednocześnie ważą się losy jej przyszłej kariery.
Jak się możecie jednak domyślić, wielkich zaskoczeń nie ma. Powiedziałbym nawet,
że wątek ten jest zbędny, bo – i nie trzeba tego podkreślać sprzeczkami
małżeńskimi, jak robi to Rowling – od samego początku serii nie wierzyłem w ten
związek ani w to, że autorka mnie tu zaskoczy, skoro swoją twórczość oparła na
oczywistych schematach. Ale czy to wyklucza dobrą zabawę? Wszystko zależy od
czytelniczego podejścia, choć dla mnie wątek ten można było pominąć.
Ale skupmy się na tym, co
najważniejsze, czyli kryminale. Jak zwykle mamy tu do czynienia ze zbrodnią,
zagadką, którą trzeba wyjaśnić i rzeszą ludzi w to zamieszaną. Rowling, która
swoje opus magnum, cykl o Harrym Potterze, oparła na schematach thrillera,
powinna się pod tym względem czuć jak ryba w wodzie. I w pewnym sensie czuje,
ale jednocześnie podąża dość utartymi ścieżkami, stawiając nie na świeżość, a
dobre odtwórstwo. Przy okazji w pewnym sensie kopiuje także konstrukcję
fabularną znaną fanom przygód jej nastoletniego czarodzieja. Jednakże wszystko
to jest udane. Książkę, choć liczy sobie ponad 650 stron i ma sporo leniwych momentów,
bo pisarska lubi tworzyć rozbudowane opisy, czyta się szybko, lekko i
przyjemnie. Styl Rowling co prawda wciąż korzeniami tkwi w literaturze
młodzieżowej, ale nie na tyle, by miało to kogokolwiek odrzucić. Owszem, czasem
przydałoby się więcej ciężaru i mroku, ale i tak jest dobrze.
Nieźli są też bohaterowie. To nie
psychologicznie frapujące kreacje na miarę prozy Rotha, Irvinga czy Flanagana
(że wymienię tylko współczesnych autorów), ale nie są też szczególnie płaskie i
uproszczone. W tle zdarzają się schematyczne postacie, ale kto by się nimi
przejmował. Podobnie, jak pewnymi oczywistościami fabularnymi.
I chociaż wolałbym, żeby Rowling
darowała sobie pisanie powieści dla dorosłych i wróciła do świata Pottera,
miłośnikom jej twórczości i współczesnych kryminałów serię o Cormoranie
Strike’u polecam z czystym sercem. To niezła, niewymagająca rozrywka w sam raz
na długie, zimowe wieczory. Tym bardziej, że „Zabójcza biel” nie traci poziomu,
do jakiego przyzwyczaiła nas autorka w poprzednich tomach.
Komentarze
Prześlij komentarz