X-MEN,
JACY BYĆ POWINNI
Ed Brubaker to zdecydowanie jeden z
najlepszych współczesnych scenarzystów komiksowych. Co prawda najlepiej czuje
się w przyziemnych, sensacyjnych opowieściach, gdzie może rozwijać psychikę
przypartego do muru bohatera, niemniej i na polu superhero radzi sobie
znakomicie, czego dowodem są chociażby świetnie przyjęta serie „Immortal Iron
Fist”, „Daredevil” czy „Zimowy żołnierz”. Znakomicie poradził sobie także z
X-Menami w miniserii „Mordercza geneza”, dlatego potem powierzono mu pisanie
regularnej serii o ich przygodach. W ten oto sposób powstała ta właśnie
historia, otwierająca jego run. I trzeba przyznać, że jest to kawał dobrego
komiksu, lepszy niż „Mordercza geneza”, choć zarazem kontynuująca pokazane tam
wydarzenia.
Shi’ar to wielkie kosmiczne
imperium, które doświadczyło tak chwały, jak i porażek. Z X-Menami łączy ich
wiele, w końcu ich przywódczyni był ukochaną profesora X, a jej podwładni mieli
spory problem z Phoenix – jedną z mutantek. To jednak tylko wycinek ich
wspólnej historii, kryjącej w sobie wiele wydarzeń. Jednym z nich jest fakt, że
Gabriel Summer, Wulkan, przez lata przetrzymywany był jako niewolnik imperium.
Nic więc dziwnego, że kiedy odmienił swój los, postanawia zemścić się na swoich
oprawcach. W ślad za nim podążają jednak X-Meni, którzy chcą zażegnać kryzys,
zanim ten zagrozi całemu wszechświatowi…
Dużo bohaterów, spektakularne
wydarzenia, szybka akcja i dużo epickich scen. „X-Meni” w wykonaniu Brubakera
są tacy, jacy być powinni. Nie jest to wybitna opowieść, scenarzysta nie udaje,
że robi coś ponad rozrywkową historię, ale jednocześnie serwuje ją nam w tak
znakomity sposób, że nie sposób oczekiwać od niej czegoś więcej. Na to właśnie
liczyłem – i dokładnie to otrzymałem. A nawet coś ponad to wszystko, bo,
podobnie jak to zrobił choćby Brian Michael Bendis w swoim znakomitym runie z
Marvel Now, Brubaker nie zadowala się jedynie powieleniem najważniejszych
schematów serii, a stara się wzbogacić je czymś od siebie.
Tym czymś jest oczywiście
specyficzny dla niego mrok, nuta brutalności, powaga i znakomite poprowadzenie
akcji. Choć ludzie obdarzeni są tu niezwykłymi mocami, akcja dzieje się w
kosmosie, a wydarzenia prezentują się, jak w kinowych blockbusterach, Brubaker
jednocześnie dba o to by wszystko to było realistyczne. A przynajmniej
przekonujące. I, trzeba przyznać, udaje mu się to naprawdę znakomicie.
Jak się możecie spodziewać, szata
graficzna też jest tu bardzo udana. Co prawda nie jest tak genialna, jak choćby
w „Zabij alb zgiń”, ale jak na komiks środka, prezentuje się naprawdę
znakomicie. Rysunki są realistyczne, nie brak w nich szczegółów i dobrze pasują
do fabuły. Całość wypada więc bardzo spójnie i – co najważniejsze – bardzo
dobrze. Dlatego wszystkim miłośnikom X-Menów polecam „Powstanie i upadek
Imperium Shi'ar” z czystym sercem, będą zadowoleni. O wiele bardziej, niż np.
dość przeciętnym „Wolverine’em” Jasona Aarona.
Komentarze
Prześlij komentarz