KŁÓTNIA,
JAKIEJ TA MANGA JESZCZE NIE WIDZIAŁA
Po zakończeniu poprzedniego tomiku
„Wilczycy i Czarnego Księcia” czytelnicy pewnie nie mogli doczekać się, co z
tego wyniknie. Ja na pewno nie mogłem – a jednak doczekałem. Takich retardacji
w serii jeszcze bowiem nie było, a autorka zamiast dać nam kolejny rozdział,
zapełniła resztę tomiku bonusem. Ale w końcu możemy przeczytać ciąg dalszy i
cóż mogę w tym miejscu powiedzieć, jak nie to, że warto było czekać i warto też
sięgnąć po tę część, nawet jeśli całość nie ma już w sobie takiej mocy, jak w
początkowych tomikach.
Wszystko się skomplikowało, kiedy zaczęły
się przygotowania do szkolnej wycieczki. Sata został wybrany do komitetu
organizacyjnego wraz z uczennicą, która zgłosiła się do tego zadania, żeby
poprawić własne oceny. I tu pojawia się problem, bo Erika, widząc, jak oboje
dobrze się ze sobą dogadują – i jak ona zachowuje się w jego towarzystwie –
wpada w zazdrość. Jednocześnie nie zauważa, że Sata także jest o nią zazdrosny.
Bo kiedy, chcąc zarobić na wyjazd, zaczęła pracę w wypożyczalni DVD, okazało
się, że pracuje tam również chłopak, który przed laty wyznał jej miłość. Nie
dość, że ten wyprzystojniał i zmienił się pod każdym względem na lepsze, to
jeszcze Erika zaczyna zwierzać mu się z problemów. Widząc to, Sata zaczyna
okazywać zazdrość, ale że oboje są uparci i przekonani o swoich racjach, całość
kończy się kłótnią. I to taką, jakiej ich związek jeszcze nie zaznał. Pytanie
tylko czy ów związek ma jeszcze szansę przetrwać, kiedy oboje coraz bardziej
uświadamiają sobie, jak wiele ich dzieli, a jednocześnie jak wiele łączy ich z
kimś innym? Tymczasem Terazaki, wykorzystując sytuację, postanawia wyznać Erice
miłość! Jednocześnie na jaw wychodzi jego sługo skrywane oblicze, które może
zmienić wszystko i przysporzyć bohaterom niejednych kłopotów…
Pamiętacie co było dla mnie
największą siłą pierwszych kilku tomów „Wilczycy i Czarnego Księcia”?
Oczywiście zawrotne tempo, w jakim działa się ta opowieść, połączone z rewelacyjnym
odtworzeniem właściwie wszystkich możliwych schematów gatunku shoujo. Teraz
jedna akcja toczy się wolniej, ale co ciekawe autorce, mimo pewnego spadku formy,
który temu towarzyszy, udało się świetną, przykuwającą moją uwagę i wywołującą
wiele emocji opowieść.
I właśnie te emocje są najlepszym,
co obecnie seria ma do zaoferowania. Wszystko dlatego, że wiąże się z nimi
bardzo dużo prawdy, świetnie oddane emocje bohaterów, ich wątpliwości i
upartość. Mniej jest przez to humoru, ale jego braku absolutnie się nie
odczuwa. I chociaż wątek z pojawieniem się Terazakiego akurat wtedy, kiedy
Erika opowiedziała o nim Sacie wydaje się naciągany, nie ma to najmniejszego
znaczenia. Zabaw z całością jest tak udana i wciągająca, że ani przez chwilę
nie miałem ochotę odłożyć tomiku na półkę.
Oczywiście „Wilczyca” jest przy tym
świetnie zilustrowana, w sposób typowy dla shoujo, lekki, pozbawiony nadmiaru
czerni i uroczy. Świetnie zaprezentowani są sami bohaterowie, a wydanie nie
pozostawia właściwie niczego do życzenia. Miłośnicy dziewczyńskich mang, ale
takich z ambicjami i głębią, będą zadowoleni. Ja jestem, polecam i czeka na
dalsze części.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz