Odyseja Lanfeusta #1 - Christophe Arleston, Didier Tarquin

POWRÓT DO DOMU


Przygody Lanfeusta wkraczają w fazę, kiedy w ręce czytelników nad Wisłą trafiają albumy wcześniej w naszym kraju nie wydane. „Odyseja”, seria chronologicznie dziejąca się po „Lanfueście w kosmosie”, choć w oryginale zaczęła ukazywać się równo dekadę temu, do Polski dotarła dopiero teraz w kolejnym zbiorczym wydaniu. Wydaniu grubszym od poprzednich, ale tak samo znakomitym. Fani serii będą więc z całości bardzo zadowoleni i jedynie fakt, że na ciąg dalszy znów będziemy musieli zaczekać kilka miesięcy można – z przymrużeniem oka oczywiście – poczytywać jako pewien minus.


Z krainy fantasy w odmęty kosmosu – taką drogę przebył obdarzony niezwykłymi mocami Lanfeust z Troy. Teraz, po niemal dwóch dekadach – czas jednak, ze względu na kosmiczne paradoksy obszedł się z nim tak łaskawie, że nasz heros nie zmienił się przez lata – powraca do domu, nie sam, choć niestety już bez ukochanej przy boku. Jak jednak przyjmą go i towarzyszącego mu Hebiusa dawni ziomkowie? I jakie nowe przygody na nich czekają, bo w to, że teraz nadejdzie sielanka, nie wierzy nikt, skoro wokół nie dzieje się najlepiej…


Lanfeust po latach powraca w tym tomie nie tylko w rodzinne strony, ale też i z nowymi przygodami. Na obu polach bohater stał się już swoistą legendą, dawno go nie widziano, choć pamiętano o jego dokonaniach (tym bardziej, że niedawno pojawiły się zbiorcze wznowienia jego wczesnych przygód). Ale jak po tym czasie przyjmą go rodacy/czytelnicy? Mam nadzieję, że równie dobrze, co kiedyś. Ci, którzy poznali go dopiero teraz, dzięki nowej edycji i dali się całości urzec, na pewno i tym tomem będą zachwyceni. Starzy czytelnicy, obawiający się, jak po latach będzie przebiegał powrót do całości to inny temat. Ale myślę, że i oni odetchnęli z ulgą, bo „Odyseja” to kawał dobrego, humorystycznego science fantasy, które nadal trzyma ten sam poziom. Może początkowo nie jest tu tak krwawo i erotycznie, jak przed laty, ale potem i te elementy powracają w dawnej sile, przypominając, że twórcy nie stracili pazura.


Zatem jak na dzieło swego gatunku przystało, „Odyseja Lanfeusta” to przepełniona akcją, niezwykłościami i epickimi scenami opowieść o wybrańcu władającym mocami. Twardzi faceci, piękne kobiety, potężni wrogowie i cała masa niezwykłych istot, wrzuceni zostają w wir szalonych wydarzeń. Dużo w tym humoru, dużo puszczania oka i umowności. A przede wszystkim dużo uroku, który sprawia, że przygody Lanfeusta czyta się szybko i bardzo przyjemnie. Oczywiście jeśli lubicie fantasy, a właściwie szeroko pojmowaną fantastykę czy komiksy przygodowe, bo to właśnie do tej grupy czytelników przeznaczone są komiksy z tej serii. Jednakże jak na przedstawiciela szufladki gatunkowej, która od lat nie ma zbyt wiele dobrego do zaoferowania, zachowują naprawdę wysoki poziom i mimo komediowego tonu, całość jest niegłupia i potrafi wywołać niejedną emocję.


To, plus znakomita szata graficzna, pełna detali, choć zarazem cartoonowa, tworzy znakomity efekt. Nie do końca poważny, nie do końca żartobliwy, satysfakcjonujący zarówno czytelników mających ochotę na dobre fantasy, jak i przygodową komedię. Świetne wydanie (tym razem na tom składa się aż pięć albumów) też robi wrażenie. W skrócie: solidna dawka świetnego komiksu dla nieco starszych czytelników gwarantowana. 

Komentarze