Z WIELKĄ MOCĄ IDZIE W PARZE… NIEZŁY ZAROBEK
Deadpool powraca z nową serią swoich
przygód. Kiedy widzieliśmy go ostatni raz, umarł, bo doszło do zderzenie dwóch
wszechświatów i naszą planetę szlag trafił. Potem jednak pojawiał się w
komiksach dalej, a teraz powraca do życia – konał zresztą już nie jeden raz,
więc co za problem. Ale co można powiedzieć o tym nowym tomie jego losów? To,
co zawsze: jest śmiesznie i tak, jak było dotychczas. Nie jest to może wybitna
seria, ale jako bezkompromisowa, szalona rozrywka jak zwykle sprawdza się znakomicie.
A zatem po kolei. Akcja „Nuworysza z
nawijką” zaczyna się – jak wszystkich serii z Marvel Now 2.0, osiem miesięcy
później. Wszechświat mniej więcej został odtworzony, bohaterowie wrócili od
życia, a w życiach ich wiele się zmieniło. Tak samo jest z Deadpoolem, który
obecnie może pochwalić się byciem sławnym, lubianym i… dobrze na tym
zarabiającym. Ba, udało mu się nawet zdobyć status członka Avengers. Dlatego
korzystając z tego wszystkiego, podbija coraz bardziej świat, tworząc własną
ekipę herosów do wynajęcia. Wyobraźcie sobie grupę najemników w strojach
Deadpoola, którzy podejmują się najróżniejszych zadań, wykonując je w jego
stylu! Ale nic nie trwa wiecznie – a na pewno nie to, co dobre. Deadpool musi
bowiem zająć się pewnym oszustem, który nie ułatwia mu życia, a to może okazać
się dość trudne zadanie…
Jeżeli nie czytaliście albumu
„Amazing Spider-Man – Globalna sieć: Wrogie przejęcie”, ten tom „Deadpoola”
może wydawać Wam się czymś oryginalnym, ale nie jest. To zarzut? Pewnie by był,
gdyby nie dwie rzeczy. Pierwsza: w komiksach nic już nie jest świeże i tylko
dobre odtwórstwo trzyma jeszcze to wszystko w kupie (plus kolejne pokolenia
czytelników nieznających zawiłości historii bohaterów). Druga: „Deadpool” to
seria prześmiewcza, często parodiująca elementy innych tytułów, a Spider-Man to
jedna z postaci, z którymi Najemnik z nawijką bywał mylony i to dość często.
Wszystko to sprawia, że „Nuworysz…” staje się ciekawą satyrą na tamten komiks i
zmiany, jakie zaszły w samym uniwersum.
Ale by odkryć tę jego stronę, musicie
trochę pogrzebać, bo zebrane tu komiksy to przede wszystkim czysta rozrywka.
Niewyszukane żarty, szybka akcja, brak poprawności politycznej i mnóstwo
umowności ocierającej się wręcz o metafikcję sprawiają, że czytelnik wyłącza
myślenie i nie zastanawiając się nad niczym, daje porwać wirowi wydarzeń. I ja
tę stronę „Deadpoola” lubię. Autorzy nie silą się na oryginalność, nie szukają
zbyt wiele nowości, bawią się swoim komiksem, a my bawimy się wraz z nimi. I to
naprawdę dobrze.
Do tego dochodzi sympatyczna, lekka
szata graficzna, sporo puszczania oka do miłośników Marvela i dobre wydanie.
Każdy, komu podobały się poprzednie tomy „Deadpoola”, śmiało może sięgnąć po
ten nowy rozdział w jego życiu. To też rzecz, która ma szansę przykuć uwagę nowych
czytelników i na tym polu też sprawdza się nieźle. Kto więc szuka niezbyt
grzecznego komiksu rozrywkowego, śmiało może sięgnąć, czy zna jego bohatera,
czy też nie.
Komentarze
Prześlij komentarz