Deadpool #1: Nuworysz z nawijką - Gerry Duggan, Mike Hawthorne

Z WIELKĄ MOCĄ IDZIE W PARZE… NIEZŁY ZAROBEK


Deadpool powraca z nową serią swoich przygód. Kiedy widzieliśmy go ostatni raz, umarł, bo doszło do zderzenie dwóch wszechświatów i naszą planetę szlag trafił. Potem jednak pojawiał się w komiksach dalej, a teraz powraca do życia – konał zresztą już nie jeden raz, więc co za problem. Ale co można powiedzieć o tym nowym tomie jego losów? To, co zawsze: jest śmiesznie i tak, jak było dotychczas. Nie jest to może wybitna seria, ale jako bezkompromisowa, szalona rozrywka jak zwykle sprawdza się  znakomicie.


A zatem po kolei. Akcja „Nuworysza z nawijką” zaczyna się – jak wszystkich serii z Marvel Now 2.0, osiem miesięcy później. Wszechświat mniej więcej został odtworzony, bohaterowie wrócili od życia, a w życiach ich wiele się zmieniło. Tak samo jest z Deadpoolem, który obecnie może pochwalić się byciem sławnym, lubianym i… dobrze na tym zarabiającym. Ba, udało mu się nawet zdobyć status członka Avengers. Dlatego korzystając z tego wszystkiego, podbija coraz bardziej świat, tworząc własną ekipę herosów do wynajęcia. Wyobraźcie sobie grupę najemników w strojach Deadpoola, którzy podejmują się najróżniejszych zadań, wykonując je w jego stylu! Ale nic nie trwa wiecznie – a na pewno nie to, co dobre. Deadpool musi bowiem zająć się pewnym oszustem, który nie ułatwia mu życia, a to może okazać się dość trudne zadanie…


Jeżeli nie czytaliście albumu „Amazing Spider-Man – Globalna sieć: Wrogie przejęcie”, ten tom „Deadpoola” może wydawać Wam się czymś oryginalnym, ale nie jest. To zarzut? Pewnie by był, gdyby nie dwie rzeczy. Pierwsza: w komiksach nic już nie jest świeże i tylko dobre odtwórstwo trzyma jeszcze to wszystko w kupie (plus kolejne pokolenia czytelników nieznających zawiłości historii bohaterów). Druga: „Deadpool” to seria prześmiewcza, często parodiująca elementy innych tytułów, a Spider-Man to jedna z postaci, z którymi Najemnik z nawijką bywał mylony i to dość często. Wszystko to sprawia, że „Nuworysz…” staje się ciekawą satyrą na tamten komiks i zmiany, jakie zaszły w samym uniwersum.


Ale by odkryć tę jego stronę, musicie trochę pogrzebać, bo zebrane tu komiksy to przede wszystkim czysta rozrywka. Niewyszukane żarty, szybka akcja, brak poprawności politycznej i mnóstwo umowności ocierającej się wręcz o metafikcję sprawiają, że czytelnik wyłącza myślenie i nie zastanawiając się nad niczym, daje porwać wirowi wydarzeń. I ja tę stronę „Deadpoola” lubię. Autorzy nie silą się na oryginalność, nie szukają zbyt wiele nowości, bawią się swoim komiksem, a my bawimy się wraz z nimi. I to naprawdę dobrze.


Do tego dochodzi sympatyczna, lekka szata graficzna, sporo puszczania oka do miłośników Marvela i dobre wydanie. Każdy, komu podobały się poprzednie tomy „Deadpoola”, śmiało może sięgnąć po ten nowy rozdział w jego życiu. To też rzecz, która ma szansę przykuć uwagę nowych czytelników i na tym polu też sprawdza się nieźle. Kto więc szuka niezbyt grzecznego komiksu rozrywkowego, śmiało może sięgnąć, czy zna jego bohatera, czy też nie.

Komentarze