Z
HUMOREM I POWAGĄ
„Lou!” to zdecydowanie najsłabiej
narysowana z wszystkich czterech serii wydawanych w ramach linii „Komiksy są
super”. Ale ani nie znaczy to, że opowieść ta jest nieudana pod względem
graficznym, ani tym bardziej, że jest to po prosu słaby komiks. Nic bardzie
mylnego. Przygody dziewczynki piszącej swój pamiętnik to rozbrajająca,
wciągająca lektura, którą z czystym sercem mogą polecić wszystkim miłośnikom
dobrych, europejskich serii komediowych, bo i śmieszy, i potrafi skłonić do
myślenia. Graficznie też nie rozczarowuje, po prostu pozostałe cztery tytuły
bardziej wpadły mi w oko, choć i ten ma swój ewidentny urok.
Lou to pełna uroku i rozpierającej
ją energii dziewczyna. Wychowywana samotnie przez matkę pisarkę, wykazującą
niezdrowe zainteresowanie grami komputerowymi, które potrafią pożreć cały jej
czas, zmaga się z problemami jakie nastręcza jej wiek. Pierwsze miłości,
szkolne troski, wyśmiewanie przez rówieśników (Lou, jak na artystyczną duszę
przystało, sama projektuje swoje ubrania, co bywa różnie odbierane), poznawanie
nowych ludzi, wkraczanie w nastoletniość… W tym tomie zaczynają się wakacje, na
Lou, czas szaleństw, przygód i… Jak zwykle kończą się zbyt szybko, ale powrót
do domu bynajmniej nie przynosi wytchnienia. Wręcz przeciwnie, nie dość, że
matka okazuje się być w ciąży, to jeszcze pożar pozbawia obie mieszkania i
rzuca w rodzinne strony rodzicielki, gdzie czeka wiele wspomnień. Pytanie tylko
dobrych, czy złych?
Drugi tom „Lou!” okazuje się być
jeszcze lepszy od pierwszego. Już tamten podejmował ważną tematykę, w sposób co
prawda lekki i zabawny, ale też i nie pozostawiający wątpliwości, że nad
niektórymi kwestiami powinniśmy pochylić się na dłużej. Ten jeszcze bardziej
wnika w takie tematy – jak zresztą widzicie już po samym opisie – a to sprawia,
że całość nabiera wagi, mocy i jakości. Porównując z innymi tytułami z linii
wydawniczej „Komiksy są super”, „Lou!” może i jest najsłabiej narysowana, ale
to jednocześnie najlepszy fabularnie – obok „Ernesta i Rebeki” – spośród jej
tytułów, a to spore osiągnięcie, skoro wśród konkurencji znajduje się choćby
klasyczny cykl „Ptyś i Bill” tego samego autora, który dał nam „Sprycjana i
Fantazjusza”.
Wracając jednak do szaty graficznej
to w jej prostocie i dość intensywnej palecie barw także kryje się pewien urok.
Julian Neel, znając swoje ograniczenia, skupia się na tym, by na stronach dużo
się działo. Kadrów jest więc wiele, ilustracje są niewielkich rozmiarów, ale
jednocześnie autor stara się zawrzeć w nich całkiem sporo szczegółów. Daje to
ciekawy efekt i nawet jego pewna niechlujność potrafi urzec. Jako całość „Lou!”
to po prostu naprawdę dobry komiks, mądry i zabawny. Coś, przy czym i dzieci, i
ich rodzice spędzą miło i pożytecznie czas. Ja ze swej strony polecam.
A wydawnictwu Egmont dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz