HIPERKRYZYS
W świecie komiksu, kiedy to
miesięcznie ukazuje się kilkadziesiąt a może i kilkaset zeszytów (zależy czy
patrzeć na rynek jednego tylko giganta czy ogół) tworzonych przez kilkuset
różnych autorów, niezwykle trudno jest zachować spójność uniwersum. Dlatego też
co jakiś czas w szczególności DC Comics serwuje nam kolejne eventy (najczęściej
ze słowem „Kryzys” w tytule), odmieniające całe kontinuum, wymazujące zbędne
wątki i postacie i tworzące grunt pod nowe, odświeżone przygody bohaterów. „Ostatni kryzys”, który powstał niemal trzy lata po poprzedzającym go „Nieskończonym
kryzysie” ukształtował wszechświat DC aż do pojawienia się „Flashpointu”, a
teraz, dziesięć lat po wydaniu ostatniego jego zeszytu, cała opowieść ukazuje
się na polskim rynku. Fani uniwersum Batman i Supermana mogą więc się cieszyć,
bo w ich ręce trafia nie tylko ważna, ale przede wszystkim świetna historia,
którą absolutnie warto jest poznać.
Całe uniwersum znów jest zagrożone,
gdy Darkseid używa równania antyżycia by zniszczyć naszą rzeczywistość i
pozbawić ludzi dobrej woli, zmieniając ich w swoich niewolników. Chociaż wielu
próbuje, nikt nie jest w stanie go powstrzymać. Kiedy Darkseid kieruje swoje
kroki na Ziemię, żeby wyeliminować wszystkich tych, którzy mogą przeszkodzić w
realizacji jego planów, ziemscy bohaterowie zmuszeni zostają stawić mu czoła,
wiedząc, że to od ich zdolności zależeć będzie istnienie całego multiwersum…
Po „Kryzysie na nieskończonych
Ziemiach”, historii przełomowej, acz niestety rozwleczonej i nudnawej,
pokazującej przerost formy nad treścią, można było się zrazić do tego typu
eventów. Na szczęście „Ostatni kryzys” trzyma naprawdę znakomity poziom. Co prawdę
„Kryzysu tożsamości” nie bije, ale wypada lepiej nawet od „Nieskończonego
kryzysu”, serwując nam co prawda opowieść przede wszystkim dla bardziej
zorientowanych czytelników, niemniej i nowi odbiorcy będą bawić się dobrze w
trakcie lektury.
„Ostatni kryzys” Grant Morrison
planował odkąd wrócił do DC w roku 2003, wydawca jednak nie dał mu zielonego
światła na stworzenie opowieści, która wtedy nosiła tytuł „Hypercrisis”. Część wątków
z niego trafiła potem do „All-Star Superman”, „Seven Soldiers,” i „52”, reszta
jednak przekształcona została w zebraną tu miniserię. Nic więc dziwnego, że „Ostatni
kryzys” w pewnym stopniu stanowi kontynuację tych komiksów, jednocześnie łącząc
się też z „Batmanem” pisanym przez Morrisona (w tym tomie znalazły się zresztą
dwa powiązane z eventem zeszyty przygód Nietoperza). Ale to tylko ciekawostki,
poboczne drobiazgi. Liczy się coś innego – że album ten to kawał dobrego
komiksu. Komiksu epickiego, spektakularnego, poprowadzonego w szybkim tempie i nieoszczędzającego
swoich bohaterów. Jak z poprzednich eventów, tak i z tego nie wszyscy ujdą z
życiem – a o konsekwencjach tego faktu polscy czytelnicy mogli czytać np. w „JLA:
Pragnienie sprawiedliwości”.
Jednocześnie „Ostatni kryzys” oferuje
zarówno rozrywkową lekkość, jak i odpowiedni ciężar, sporo powagi i jeszcze
więcej przełomowych momentów. Całość pod pewnymi względami przypomina mi choćby
kinowy hit „Avengers: Wojna bez granic”, więc nie tylko miłośnicy DC znajdą tu
coś dla siebie. A wszystko to dobrze zilustrowane, w sposób realistyczny, odpowiednio
szczegółowy i dynamiczny. Na deser zaś zostaje samo wydanie, w twardej oprawie,
z dodatkową obwolutą, wydrukowane na kredowym papierze. Robi wrażenie, tym
bardziej, że to solidny dom, w którym obok głównej opowieści, znalazły się
także poboczne komiksy. Efekt finalny jest naprawdę znakomity i wart poznania. Dlatego
wszyscy miłośnicy dobrych, epickich komiksów superhero koniecznie powinni się
rozejrzeć za tym „Kryzysem” wśród nowości.
Komentarze
Prześlij komentarz