SIEDMIU KSIĄŻĄT I GRA O TRON
„Siedmiu książąt i tysiącletni
labirynt” to manga, którą śmiało można nazwać kobiecym fantasy. Ale w równym
stopniu to także opowieść, wyglądająca jak ilustracja scenariusza jakiejś gry
RPG. Przede wszystkim jednak to po prostu lekka seria fantastyczna, którą czyta
się szybko i przyjemnie, nawet jeśli próżno szukać tu większej głębi.
Wszyscy sądzili, że Tysiącletni
Labirynt to jedynie legenda, okazało się jednak, że istnieje naprawdę, kiedy
grupka młodych ludzi trafiła do niego w celu wybrania spośród siebie przyszłego
cesarza. Brzmi niewinnie? Walka o władzę nigdy taka nie jest, nawet jeśli
kandydaci pozornie nie pasują do tej roli, bo pochodzą z najgorszych warstw
społecznych albo też nie wydają się nią zainteresowani. Tym bardziej, że
Labirynt to nic innego, jak olbrzymi budynek pełen pułapek. Na dodatek wszystko
powoli tonie, czas ucieka, a nie wiadomo komu można zaufać. Bohaterowie,
skazani na swoje towarzystwo, już niekompletni, starają się rozgryźć kolejne
zagadki i przetrwać, ale czy mają szansę? Nie tylko samo miejsce stanowi dla
nich zagrożenie. Gdzieś w Labiryncie znajduje się bowiem seryjny morderca,
który zabił już kilka osób. Trzeba więc rozwiązać także i tą zagadkę, ale co
jeśli zabójca kryje się wśród nich? Poza tym wszyscy kandydaci skrywają jeszcze
niejedną tajemnicę, które zmienić mogą wiele…
Akcja, akcja, trochę tajemnic i wmieszane
w to wszystko postacie, które same w sobie skrywają wcale nie mniej sekretów…
Tak w skrócie prezentuje się niniejsza seria. Cała opowieść, jak już pisałem na
wstępie, przypomina grę. I to tak bardzo, że można by ją uznać za zapis
takowej. Miłośnicy RPG-ów, połączonych z rozwiązywaniem zagadek w stylu „Tomb
Raidera” (i bieganiem po zabytkowych ruinach i udowych) będą więc z „Siedmiu
książąt” zadowoleni. Myślę nawet, że bardzo.
Warto jednak pamiętać, że to przede
wszystkim fantasy i także fani tego gatunku się nie zawiodą. Akcja jest
dynamiczna, widoki, łącznie ze strojami, odpowiednio widowiskowe, a całość ma w
sobie dość humoru i lekkości, by czytało się ją z przyjemnością i właściwie
jednym tchem. Czy to wybitna opowieść? Nie, ale to kawał sympatycznej rozrywki,
ładnie przy tym zilustrowanej (szata graficzna jest co prawda bardzo kobieca,
ale faceci nie muszą się bać, nie czuć tego aż tak, by mogło ich to odrzucić od
mangi) i jeszcze ładniej wydanej.
Wszystko to składa się na lekką
lekturę w sam raz na jedno popołudnie. Coś przy czym nie ma czasu na nudę.
Miłośnikom podobnych historii polecam z czystym sercem.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz