KONIEC BESTII
„Dziecię bestii”, jedna z lepszych
mang na podstawie anime, jaką czytałem, dobiega właśnie końca. Po trzech
znakomitych, przepełnionych emocjami i fantastycznymi motywami tomach, nadszedł
czas wielkiego rozliczenia i wyborów. Cokolwiek czeka jednak na bohaterów,
pewne jest jedno: będzie widowiskowo i wciągająco, a sama opowieść po raz
kolejny chwyci wszystkich czytelników za serce i nie pozwoli odłożyć tomiku na
półkę przed jego skończeniem.
Wszystko poszło nie tak. Mrok pochłonął
Ichirohiko i teraz Kumatetsu skończył poważnie ranny, a Ichirohiko zniknął i
wydaje się, że nic go już nie powstrzyma, bo jego siła nie jest tylko
telekinezą bestii, ale czymś, co mogło zrodzić się tylko ze zła tkwiącego w
ludzkich sercach. Kyuuta jednak nie zamierza się poddać. Powierza opiekę swego
mistrza przyjaciołom i rusza do świata ludzi. W Shibuyi czeka go jednak
trudniejsze zadanie niż myślał. Pokonanie Ichirohiko staje się jeszcze większym
wyzwaniem, bo sam Kyuuta musi uporać się także z tym, co tkwi w jego własnym
sercu. Czy będzie w stanie? I czy to, czego się nauczył, zapewni mu szansę
zwycięstwa? A to nie jedyny problem z jakim przyjdzie mu się zmierzyć. Trzeba
będzie bowiem podjąć decyzje odnośnie przyszłości, a te w obecnej sytuacji wcale
nie są tak proste, jak mogłoby się wydawać…
Mangowe adaptacje filmów i seriali
anime są zazwyczaj dziełami nie powalającymi na kolana. O niebo lepszymi, niż
amerykańskie komiksy przenoszące na papier akcję kinowych hitów, co do tego nie
ma najmniejszych wątpliwości, ale jednocześnie słabszymi od typowych mang – o
czym zresztą nie raz pisałem przy okazji omawiania podobnych tytułów.
Zazwyczaj. Ale „Dziecię bestii” do nich nie należy. Właściwie fakt, że to
adaptacja widoczny jest tylko w szacie graficznej, w której w oczy rzuca się
intensywne użycie rastrów w połączeniu z pewnym uproszeniem kreski, co
najczęściej spotykam właśnie w tego typu historiach. Ale nie obawiajcie się
niechlujności czy prostoty. Co to to nie. Ilustracje w tej opowieści są znakomite,
klimatyczne, dynamiczne i nie brak im detali. Rastry też są użyte z głową i
wyczuciem, a nastrój panujący na stronach potrafi urzec.
Ale najbardziej urzeka sama fabuła.
Nawet jeśli momentami czuć pewną rozbieżność między fantastyką, a wątkami
obyczajowymi, ale jest to rozbieżność minimalna. Na obu polach opowieść
wywołuje wiele emocji i wzruszeń, jest przy tym niegłupia, ale i ci, którzy po
prostu chcą się dobrze bawić przy kolejnym bitewniaku też się nie zawiodą. Bo
autorom udało się zachować znakomity balans między życiową historią o szukaniu
swojego miejsca, z fantastyką o alternatywnej rzeczywistości, gdzie pełno jest
niezwykłych stworzeń posiadających niesamowite zdolności.
Podsumowanie będzie więc bardziej,
niż oczywiste. Polecam gorąco, bo to świetna opowieść. Aż szkoda, że zamknięta
w czterech tylko tomach, ale przez to nie zdążyła się rozmyć i rozcieńczyć.
Zachowała zwartą, emocjonującą strukturę i siłę, które sprawiają, że tak
świetnie ją się czyta. Przekonajcie się o tym sami, warto.
A ja dziękuję wydawnictwu Waneko za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz