SIEDMIU KSIĄŻĄT I SERYJNY MORDERCA
Już w poprzednim tomie akcja „Siedmiu
książąt i tysiącletniego labiryntu” weszła w iście kluczową fazę, gdzie pewien
ważny – choć oczywisty od samego początku – wątek został w końcu wyjaśniony.
Teraz owa kluczowa faza jeszcze bardziej nabiera tempa i wyraźnie przybliża nas
do końca. Ale nie ma znaczenia, że wiemy już tak wiele rzeczy i mało zostało do
dopowiedzenia, bo zabawa nadal jest udana i całość czyta się naprawdę
przyjemnie – i szybko.
Tysiącletni labirynt stał się areną
nieoczekiwanych zdarzeń, kiedy prawda o pochodzeniu Yuana wyszła na jaw, a
Gideon postanowił go zabić. Ich walkę przerwał powrót Lawrance’a, który
przesądził o wszystkim. To jednak najmniejsze z zaskoczeń, z jakimi muszą
zmierzyć się kandydaci na przyszłego cesarza. Lawrance znalazł bowiem fragment
listy zawierającej nazwiska wszystkich kandydatów i okazuje się, że jest na
niej niejaki Othello Blackmore, o którym nic im nie wiadomo. Czyżby to on był
mordercą, który pozbywa się swoich konkurentów? A może za jego obecnością tu
kryje się większa tajemnica? To tylko dwa spośród wielu pytań, jakie nękają. Bo
lista wspomina, że kandydatów jest ośmiu, jednak jeśli policzyć wszystkich,
okazuje się być ich dziewięciu. Czyżby wśród nich krył się ktoś, kto nie jest
tym, za kogo go biorą? Jeszcze dziwniej jednak robi się, gdy w ich ręce wpada
druga część listy…
Przedostatni tom „Labiryntu”
zagęszcza akcję, przyspiesza nieco tempo i choć serwuje nam kilka nowych pytań,
nie zostawia jednocześnie miejsca na niedomówienia. Historia duetu Atori /
Aikawa to szybko poprowadzona, nieźle napisana i tak samo wykonana opowieść,
której bliżej jest do scenariusza gry komputerowej, niż typowej mangi fantasy.
Pierwsze dwa tomy to było rozwiązywanie kolejnych zagadek i ucieczka przez
coraz bardziej pogrążającą się w wodzie budowlę. W tym do głosu dochodzi wątek
mordercy, który dotąd pozostawał raczej na dalszym planie. Trzeba więc
rozwiązać kolejne zagadki i zmierzyć się ze swoistym bossem tego poziomu.
Bossów tu zresztą nie brakuje, podobnie jak wyzwań i zadań.
Ale są też zagadki, udany klimat,
nieźle skrojeni bohaterowie i lekkość, która sprawia, że całość czyta się
naprawdę szybko i przyjemnie. Na plus należy zaliczyć, że seria jest krótka,
dzięki czemu pozostaje bardziej zwarta i intensywna. Do tego wszystkiego
dochodzi udana szata graficzna, bardziej kobieca bym rzekł, ze względu na
design postaci, przywiązanie do ozdobnych detali i jej zwiewność i unikanie
czerni. Ale nie tylko przedstawicielki płci pięknej będą dobrze bawić się w
trakcie lektury.
Kto więc lubi mangi fantasy i gry
(najlepiej RPG-i i przygodówki w klimatach „Tomb Raidera”, osadzone jednak w
fantastycznych realiach quasi przeszłości) powinien się z „Labiryntem”
zapoznać. Ta seria ma swój urok i naprawdę dobrze się ją czyta. Polecam.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz