STARUSZEK LOGAN KONTRA PRZYSZŁOŚĆ
„Staruszek Logan” okazał się nie
tylko jednym z najlepszych komiksów Marka Millara, ale przede wszystkim jedną z
najlepszych opowieści o mutantach, jakie powstały. A świetnych opowieści z
X-Menami była przecież cała masa, od tych klasycznych, jak „Saga Mrocznej
Phoenix” czy „Czasy minionej przyszłości” zaczynając, na współczesnych w stylu
„Wolverine: Origin” i „Astonishing X-Mena” Whedona skończywszy. Nic więc
dziwnego, że na kontynuację czekałem zarówno z niecierpliwością, jak i obawami.
Pierwszy tom, pisany jeszcze przez Bendisa, okazał się całkiem niezłą rozrywką
i niezła jest też regularna seria tworzona przez Lemire’a. Do poziomu
pierwowzoru co prawda żaden ze scenarzystów się nawet nie zbliżył, niemniej to
wciąż sympatyczna rozrywka, którą czyta się lekko, szybko i przyjemnie.
Wolverine stracił wszystkich.
Zmanipulowany przez wrogów, wymordował X-Menów, a kiedy już w końcu ułożył
sobie życie, kolejni przeciwnicy pozbawili życia jego rodzinę i jedynego
przyjaciela. Teraz Staruszek Logan trafił do naszego świata i chociaż nie
orientuje się najlepiej w sytuacji, a jego pamięć szwankuje, wie jedno: obecne
czasy są przeszłością, a to znaczy, że może powstrzymać wydarzenia, które
doprowadziły go tu, gdzie jest. Pytanie tylko, do czego będzie musiał się
posunąć by osiągnąć swój cel i czy jego realizacja jest w ogóle możliwa…
Wolverine to nie tylko mój ulubiony
członek X-Men (po raz pierwszy co prawda pojawił się w serii o Hulku, ale
jednak to z działania razem z mutantami i swoich solowych przygód jest
najbardziej kojarzony), ale jeden z najbardziej lubianych bohaterów komiksowych
w ogóle. Nic w tym dziwnego, pełen tajemnic, potężny wojownik, kierujący się
własnym kodeksem, złożony psychologicznie i skonstruowany według wzorców
tragicznej postaci musiał się przyjąć. I przyjął. Dlatego, kiedy odszedł z tego
świata, musiał pojawić się ktoś na jego miejsce. I pojawił, a właściwie
pojawiali: jego kobiecy klon oraz starsza wersja z alternatywnej przyszłości. I
losy obu tych postaci śledzimy w naszym kraju w regularnych seriach, pozwólcie
jednak, że w tym momencie skupię się na „Staruszku Loganie”.
A zatem jaka jest to seria? Jak każda
seria o Wolviem: dynamiczna, pełna akcji, czasem krwawa, czasem depresyjna, ale
przede wszystkim rozrywkowa. Nie ma tu takich tajemnic, jakimi raczył nas
Millar, niemniej fabuła jest całkiem ciekawa, szybka, łatwa i przyjemna w
odbiorze. Jeśli podobają się Wam „Extraordinary X-Men” także pisani przez
Lemire’a, nie zawiedziecie się, sięgając po „Staruszka Logana”.
Szkoda jednak, że wraz ze zmianą
scenarzysty, opowieść ta nie doczekała się także zmiany rysownika, bo nie
jestem fanem kreski Sorrentino. Jego rysunki są może i realistyczne, ale
bardziej wyglądają na przerobione zdjęcia, niż oryginalne prace. Cieniowanie
bywa dziwne, ale największy problem mam z samym kolorem, przejaskrawionym,
często psychodelicznym wręcz. Niektórych ta szata graficzna zachwyci, ale ja
osobiście wolałbym już, żeby za całość odpowiadał nawet Ramos (choć Wolvie w
jego wykonaniu na kolana nie powala).
Tak czy inaczej jednak „Staruszek
Logan” to całkiem udany komiks. Nieźle napisany, przyzwoicie (bo mimo mojego
sarkania, Sorrentino potrafi momentami zaserwować też naprawdę dobre
ilustracje) narysowany, spodoba się miłośnikom X-Menów i samego Rosomaka. Ja
już się wciągnąłem i jestem ciekaw co będzie dalej.
Komentarze
Prześlij komentarz