Artemizja - Nathalie Ferlut, Tamia Baudouin

ART(EMIZJA)


W historii sztuki niezbyt często pojawiają się kobiece nazwiska. Czy to znaczy, że mężczyźni lepiej czują się w tej dziedzinie? Wcale nie. I o tym właśnie opowiada „Artemizja” – a dokładniej o kobiecie, która w czasach., gdy przedstawicielki płci pięknej nie mogły ani podpisywać, ani nawet sprzedawać swoich dzieł, zapragnęła zostać malarką. O kobiecie, otaczających ją ludziach i świecie, do którego nie pasowała.


Jest rok 1593, kiedy na świat przychodzi Artemizja Gentileschi, córka malarza Orazia. Od małego otoczona przez płótna i przybory malarskie, nie ma zbytniej okazji do zapamiętania swojej matki, która umiera kilka wiosen później. Zostaje jej tylko ojciec, człek chłodny i wymagający, który odnośnie swojej pociechy ma jasne oczekiwania – chce by dziecko jak najszybciej zaczęło pracować w służbie sztuki. Ktoś w końcu musi mu mieszać proszki, chłodzić oleje, rozrabiać kleje… A wszystko to w dojmującej, chaotycznej biedzie, jaka panuje w domu Oraziów. Ale jej ojcu, uczniowi samego Caravaggio, nawet jeśli nie jest dane osiągnąć sławy swego mistrza, udaje się związać koniec z końcem właśnie dzięki malarstwu. Jednak Artemizja zaczyna mieć zdecydowanie większe plany – sama chce zostać malarką. Jak ma jednak tego dokonać, skoro jest to sztuka zarezerwowana wyłącznie dla mężczyzn? Skoro kobieta nie może nawet podpisać swojego dzieła ani sprzedać go dla własnego zysku? Dziewczyny to nie zraża. Wręcz przeciwnie. Podejmuje zaciekłą walkę z losem i konwenansami, starając się spełnić swoje marzenia. Czy jej się to uda? Czeka ją ciężka droga, gdzie poniżenia i wyśmiewanie będą nie tylko chlebem powszednim, ale przede wszystkim jedną z najłagodniejszych rzeczy, jakie się jej przytrafią…


„Artemizja” to dobry komiks. Może typowo skrojony, jak na współczesne powieści graficzne zajmujące się biografiami znanych ludzi – szczególnie tymi z dość odległej przeszłości – przystało, niemniej wciąż to udana rzecz. Właściwie jedynym zarzutem, jaki mogę mieć wobec niego jest pewien brak świeżości. Już tyle bowiem podobnych dzieł przewinęło się przez moje ręce, że nie robią takiego wrażenia, jak przed laty. Wciąż jednak to dobrze napisana i równie dobrze zilustrowana rzecz, którą czyta się przyjemnie i z zaciekawieniem. Bywa lekka i nastrojowa, częściej jednak jest to opowieść smutna, mocna i poruszająca. Dramat Artemizji potrafi przerazić i wywołuje wiele emocji. Jednocześnie dostajemy tu mnóstwo ciekawostek i faktów z okresu XVII wieku i świata artystów – a także ówczesnego traktowania kobiet.


Wszystko to zyskało ciekawą szatę graficzną, nastrojową, podlaną dużą dozą artyzmu, choć jednocześnie pełną swobodnego podejścia do prezentacji bohaterów i świata. Kolor też wypada mile dla oka, bo w swej prostocie dobrze do całości pasuje i tylko cieniowanie twarzy bohaterów prezentuje się czasem nieprzekonująco, ale akurat to pojawia się bardzo rzadko. Świetnie natomiast wypada samo wydanie, w twardej oprawie. A że między okładkami znajduję się kawał dobrego komiksu, warto przyjrzeć mu się bliżej. Dla fanów historii i sztuki oraz opowieści graficznych z feministycznym zacięciem, „Artemizja” będzie jak znalazł.

Komentarze