ART(EMIZJA)
W historii sztuki niezbyt często
pojawiają się kobiece nazwiska. Czy to znaczy, że mężczyźni lepiej czują się w
tej dziedzinie? Wcale nie. I o tym właśnie opowiada „Artemizja” – a dokładniej
o kobiecie, która w czasach., gdy przedstawicielki płci pięknej nie mogły ani
podpisywać, ani nawet sprzedawać swoich dzieł, zapragnęła zostać malarką. O
kobiecie, otaczających ją ludziach i świecie, do którego nie pasowała.
Jest rok 1593, kiedy na świat
przychodzi Artemizja Gentileschi, córka malarza Orazia. Od małego otoczona
przez płótna i przybory malarskie, nie ma zbytniej okazji do zapamiętania
swojej matki, która umiera kilka wiosen później. Zostaje jej tylko ojciec,
człek chłodny i wymagający, który odnośnie swojej pociechy ma jasne oczekiwania
– chce by dziecko jak najszybciej zaczęło pracować w służbie sztuki. Ktoś w
końcu musi mu mieszać proszki, chłodzić oleje, rozrabiać kleje… A wszystko to w
dojmującej, chaotycznej biedzie, jaka panuje w domu Oraziów. Ale jej ojcu,
uczniowi samego Caravaggio, nawet jeśli nie jest dane osiągnąć sławy swego
mistrza, udaje się związać koniec z końcem właśnie dzięki malarstwu. Jednak
Artemizja zaczyna mieć zdecydowanie większe plany – sama chce zostać malarką.
Jak ma jednak tego dokonać, skoro jest to sztuka zarezerwowana wyłącznie dla
mężczyzn? Skoro kobieta nie może nawet podpisać swojego dzieła ani sprzedać go
dla własnego zysku? Dziewczyny to nie zraża. Wręcz przeciwnie. Podejmuje
zaciekłą walkę z losem i konwenansami, starając się spełnić swoje marzenia. Czy
jej się to uda? Czeka ją ciężka droga, gdzie poniżenia i wyśmiewanie będą nie
tylko chlebem powszednim, ale przede wszystkim jedną z najłagodniejszych
rzeczy, jakie się jej przytrafią…
„Artemizja” to dobry komiks. Może
typowo skrojony, jak na współczesne powieści graficzne zajmujące się
biografiami znanych ludzi – szczególnie tymi z dość odległej przeszłości – przystało,
niemniej wciąż to udana rzecz. Właściwie jedynym zarzutem, jaki mogę mieć wobec
niego jest pewien brak świeżości. Już tyle bowiem podobnych dzieł przewinęło
się przez moje ręce, że nie robią takiego wrażenia, jak przed laty. Wciąż
jednak to dobrze napisana i równie dobrze zilustrowana rzecz, którą czyta się
przyjemnie i z zaciekawieniem. Bywa lekka i nastrojowa, częściej jednak jest to
opowieść smutna, mocna i poruszająca. Dramat Artemizji potrafi przerazić i
wywołuje wiele emocji. Jednocześnie dostajemy tu mnóstwo ciekawostek i faktów z
okresu XVII wieku i świata artystów – a także ówczesnego traktowania kobiet.
Wszystko to zyskało ciekawą szatę
graficzną, nastrojową, podlaną dużą dozą artyzmu, choć jednocześnie pełną
swobodnego podejścia do prezentacji bohaterów i świata. Kolor też wypada mile
dla oka, bo w swej prostocie dobrze do całości pasuje i tylko cieniowanie twarzy
bohaterów prezentuje się czasem nieprzekonująco, ale akurat to pojawia się
bardzo rzadko. Świetnie natomiast wypada samo wydanie, w twardej oprawie. A że
między okładkami znajduję się kawał dobrego komiksu, warto przyjrzeć mu się
bliżej. Dla fanów historii i sztuki oraz opowieści graficznych z feministycznym
zacięciem, „Artemizja” będzie jak znalazł.
Komentarze
Prześlij komentarz