Made in Abyss #4 - Akihito Tsukushi

JOURNEY INTO ABYSS


Pierwszy tom „Made in Abyss” zaintrygował mnie zarówno swoim opisem, kojarzącym mi się z +-książkami Juliusza Verne’a, jak dość nietypowym, jak na mangę wykonaniem szaty graficznej. Do pierwszych rozdziałów podchodziłem jednak z pewną nieśmiałością, na szczęście seria Akihito Tsukushiego szybko po prosu mnie kupiła i kolejne części pochłonąłem z wielką przyjemnością. Owszem, zdarzyły się tu pewne zgrzyty, ale całość jest tak znakomita, wciągająca, intrygująca i świetnie zilustrowana, że da się nie ulec jej urokowi.


Zatruta toksyną Riko walczy o życie. Powrót do zdrowia nie oznacza jednak pełnego wyleczenia i uszkodzona ręka wciąż wymaga rehabilitacji. A na bohaterów czeka już dalszy ciąg wyprawy przez piątą warstwę Otchłani. Co spotka ich w dalszej drodze? A przede wszystkim co czeka na nich w placówce badawczej, do której dotrą?


„Made in Abyss” to połączenie klasycznej, przygodowej opowieści o odkrywaniu niezwykłości skrytych przed naszymi oczami, choć egzystujących tuż obok nas, z typem historii o dzieciach poszukujących znajdziek w stylu „Pokémona”. Zważywszy na to, jak popularne są oba te rodzaje, opowieść Tsukushiego po prostu nie mogła się nie udać. Docenić natomiast należy fakt, że udała się o wiele bardziej, niż można by początkowo sądzić. Co o tym zadecydowało?


Zacząć wypada już od samego świata, który skonstruowany został w sposób może nie odkrywczy, ale zawsze pożądany. Oto bowiem mamy w ziemi wielką dziurę, która kryje mnóstwo tajemnic – a także wiele równie tajemniczych przedmiotów. Ludzie od lat ją badają, ale kto dotrze poniżej pewnych warstw, nie ma szans na powrót. I to nie tylko dlatego, że wszędzie czają się dzikie, krwiożercze bestie. I w ten właśnie świat wrzuceni zostają bohaterowie, w większości bardzo sympatyczni, ale też i skrywający swoje tajemnice, jakie z czasem trzeba będzie odkryć. Jednocześnie nie brak w tym wszystkim klimatu, uroku, mroku i delikatności połączonych z elementami dla dorosłych odbiorców – w tym erotyką.


I tu wkraczamy na grunt zgrzytów, o których pisałem wcześniej. Bo erotycznych i erotyzujących elementów jest tu może nie dużo, ale przedstawione są w nich dzieci. Utrzymanie wszystkiego w stylistyce chibi potęguje na dodatek wrażenie, jakby autor miał pedofilskie ciągoty. Tym bardziej, że nawet zwykłe zaślinienie się czy zasmarkanie bohaterów ukazane jest w sposób, jakby to zupełnie inne wydzieliny zdobiły ich ciała. Na szczęście tego wszystkiego nie jest dużo i nie wpływa na odbiór całości. I dobrze, bo „Made in Abyss” to kawał świetnej fantastyki, rewelacyjnie zilustrowanej, w sposób kojarzący się ze szkicami, ale pełen detali, uroku, świetnego nastroju budowanego bogatą skalą szarości i prawdziwego rozmachu.


Jak zwykle więc polecam całość gorąco Waszej uwadze. Każdy kolejny tom trzyma świetny poziom i gwarantuje, że nie sposób przy serii się nudzić. Aż szkoda, że na kolejne części znów trzeba czekać…


Manga dostępna tutaj:






Komentarze