Plunderer #2 - Suu Minazuki

MAJTECZKOWY BITEWNIAK


Shouneny można podzielić na kilka kategorii. Bezwzględnie królują wśród nich rozsławione w szczególności przez „Dragon Balla” bitewniaki, ale świetnie radzą sobie także wszelkiej maści historie, gdzie nie brak scen majteczkowych i szeroko pojętej łagodnej erotyki. „Plunderer” w zgrabny sposób łączy ze sobą oba te rodzaje, serwując kawał znakomitej rozrywki utrzymanej na zadziwiająco wysokim, jak na temat poziomie.


Sierżant Lyne wciąż poszukuje Rihito, człowieka, który okazał się legendarnym Czerwonym Baronem, bohaterem Wojny Porzuconych, którego poszukuje wojsko. Wszystko przez to, że posiada jeden z artefaktów, tajemniczych przedmiotów dających ich posiadaczowi wielką moc. Owa moc zależy oczywiście – jak wszystko na tym świecie – od ilości punktów posiadanych na koncie przez właściciela. Ale sprawa z Rihito nie jest taka, jak mogłoby się wydawać. W pościgu za nim Lyne przeszkadzają codzienne sprawy mieszkańców miasta, którzy zachowują się jakby byli jedną, wielką rodziną. Co więcej nasz Czerwony Baron nie tylko nie wydaje im się żadnym zagrożeniem, ale zaskarbia sobie ich sympatię, kiedy wbrew pozorom, zamiast uciekać przed policjantką, angażuje się w pomaganie jej i potrzebującym. Przynajmniej na tyle, na ile może zanim Lyne nie spróbuje dorwać go w swoje ręce (świecąc przy tym majteczkami, bo jakżeby inaczej).

I tu pojawia się problem. Bo oto do akcji wkracza Stalowy Jail, funkcjonariusz legalnie władający artefaktem. Rihito jest pewien zwycięstwa, jednak kiedy okazuje się, że stróż prawa ma na koncie więcej punktów od niego, pojawiają się problemy. Czy w takiej sytuacji uda mu się wygrać? A jeśli nie, jaki czeka go los?


Bitewniak i majteczki? Co, nie jest to zbyt oryginalne połączenie. Wystarczy wspomnieć choćby niezłą (ale jednak nie wybijającą się ponad inne shouneny) serię „Dragons Rioting”. „Plunderer” jest jednak od niej lepszy, bo jego fabuła nie jest tak pretekstowa, a żarty nie skupione tylko i wyłącznie w obrębach miejsc między nogami bohaterek i bohaterów. Owszem, takich także nie brakuje, bo po co inaczej autor miałby skąpo odziewać swoje kobiece postacie i kazać im w minispódniczkach robić takie ewolucje, ale jednocześnie Suu Minazuki bawi się swoją opowieścią, nawet z nutą satyry i potrafi zaskoczyć swoim podejściem.


A jak ot wszystko jest znakomicie narysowane! Kreska tradycyjnie prosta, ale dynamiczna, pełna detali i realizmu, a przede wszystkim rewelacyjnego klimatu. Ogląda się to znakomicie, bo i walki są należycie epickie, i bohaterki seksowne, jak być powinny. Do tego wszystkiego dochodzi też porcja uroku i szczypta horroru. Kto więc lubi dobrze shouneny, „Plunderer” trafi w jego gust. Zabawa z tą serią z każdym tomem jest coraz lepsza, dlatego polecam.


A wydawnictwu Waneko dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.









Komentarze