Seksmisja (słuchowisko) - Juliusz Machulski

MISJA: OCALIĆ MĘŻCZYZN


Był czas, kiedy polscy twórcy kręcili komedie, które nie tylko śmieszyły, ale i nie obrażały inteligencji widza. I był czas, kiedy nawet kinowa fantastyka w wykonaniu rodzimych twórców wypadała przekonująco. Epoka ta dawno minęła, ale pozostały po niej dzieła, które po dziś dzień robią wielkie wrażenia i warte są wcale nieokazjonalnego odświeżania ich sobie. Jednym z nich jest z pewnością „Seksmisja” Juliusza Machulskiego, która w zeszłym roku, na trzydziestopięciolecie powstania, doczekał się adaptacji w formie słuchowiska. I jest to adaptacja rewelacyjna, wierna pierwowzorowi do tego stopnia, że nawet do odtworzenia swoich ról zaproszono oryginalnych aktorów, a przy okazji naprawdę doskonale przygotowana.


Fabuły chyba nikomu przybliżać nie trzeba, dla tych jednak, którzy jakimś cudem nie znają jeszcze dla formalności napiszę kilka słów na jej temat. A zatem mamy przyszłość (przynajmniej z perspektywy okresu, kiedy całość powstała), dokładnie rok 1991. W wiekopomnym eksperymencie Wiktora Kuppelweisera z hibernacją biorą udział Maks i Albert, dwaj zwyczajni faceci-ochotnicy. Wiedzą, że zapiszą się złotymi zgłoskami w historii ludzkości, nie wiedzą jeszcze jednak w jaki sposób.

Budzą się wiele lat po dacie, w jakiej mieli zostać wybudzeni – a dokładniej w roku 2044 – i na dodatek w miejscu, które wydaje się być ich więzieniem. To jednak najmniejszy z ich problemów. Kiedy byli w hibernacji, wybuchła wojna, w której, w wyniku detonacji bomby M doszło do wyginięcia wszystkich mężczyzn. Światem rządzą obecnie kobiety, rozmnażające się poprzez partenogenezę, a oni są jedynymi przedstawicielami płci brzydkiej. Co w takiej sytuacji ich czeka? Gdy kobiety naradzają się co zrobić z tym fenomenem, Maks i Albert decydują się działać w obronie… własnej płci.


Chociaż „Seksmisji” zarzuca się zbieżność ze słuchowiskiem „Matriarchat” Marcina Wolskiego z 1978 roku, a można też szukać podobieństw do dzieł klasyki fantastyki naukowej (zaczynając od „Harland” Charlotte Perkins Gilman z 1915 roku, na „Virgin Planet” Pula Andersona skończywszy), Juliusz Machulski na pomysł scenariusza wpadł w roku 1977. Wszystko za sprawą artykułu o potencjalnym rozmnażaniu kobiet bez udziału mężczyzn, który doprowadził do wymyślenia sceny kończącej potem film. O ciekawostkach zza kulis można mówić by wiele, ale to materiał na inne rozważania, skupmy się więc na samej opowieści i jej wersji audio.


Dużo mówić sensu nie ma, bo „Seksmisję” zna właściwie każdy Polak. Opowieść jest lekka, zabawna, pełna dialogów, które weszły do historii popkultury a także wcale nie głupia. Oskarżano ją o seksizm, feministki się burzyły, ale to po prostu satyra na społeczeństwo i opresyjny ustrój, którą udało się przeforsować właśnie dzięki fantastycznej otoczce. Akcja i klimat całości są znakomite, zabawa przednia, a wykonanie wprost rewelacyjne. Owszem, czasem przydałoby się mocniejsze rozwinięcie literackie, ale „Seksmisja” w formie słuchowiska to doskonały przykład tego, jak powinno się robić podobne rzeczy. Świetnie odegrane role (Stuhr i Łukaszewicz wypadają doskonale, ale i reszta, z Anną Apostolakis, Wojciechem Paszkowskim i Aleksandrą Radwan na czele prezentuje się po prostu świetnie). Do tego mamy muzykę i efekty dźwiękowe – odpowiednio oldschoolowe i nastrojowe – a także świetnego narratora – w tej roli Waldemar Barwiński.


Efekt finalny jest rewelacyjny i słucha się go z wielką przyjemnością. Nie zastąpi filmu, ale stanowi znakomite jego uzupełnienie. Aż szkoda, że całość trwa zaledwie  dwie godziny i czterdzieści pięć minut – tak dobrych audiobooków chciałoby się słuchać zdecydowanie dłużej.

Komentarze