Szkolne życie! #11 - Sadoru Chiba, Norimitsu Kaihou (Nitroplus)

SZKOLNE PRZEŻYCIE


To już przedostatni tomik „Szkolnego życia”. Szkoda, bo seria ta, która zaczęła się niczym słodka wariacja na temat zombie, w której akcja stanowiła jedynie pretekst dla pokazania seksownych, niewinnych dziewczyn i dawki grozy, połączonej z lejącą się krwią. Potem jednak całość zmieniła się w kawał dobrego survival horroru w stylu „Resident Evil”, z zagadkami, akcją, zagrożeniem i nutą erotyki i zaczęła tak wciągać, że trudno było doczekać się kolejnych tomików. A przedostatni trzyma poziom i jeszcze bardziej rozbudza mój czytelniczy apetyt.


Bohaterki z klubu szkolnego życia wpakowały się w nie lada tarapaty. Znów. Kiedy znalazły się w Megurigaoce, miejscu, w którym wszystko się zaczęło, a także skontaktowały się z oddziałem ochrony, sądziły, że upragniony ratunek w końcu nadejdzie. Niestety wszystko wskazuje na to, że ich „ratownicy”, którzy właśnie są w drodze do nich, mają jedno proste zadanie – zniszczyć wszystko tak, by nie został nikt żywy. Dziewczyny jednak nie zamierzają się poddawać. Świadome, że ochrona też posiada aplikację Bowman i będzie w stanie odkryć czy mówią prawdę, postanawiają przekazać im informacje, że mają w swoich szeregach kogoś, komu udało się zwalczyć zakażenie. Oddział ochrony, który od dawna poszukiwał kogoś, kto by przeżył, jest zainteresowany tym faktem. Niestety dziewczyny przekonują się, że nie mogą liczyć na ratunek. Gdy kłamstwa „ratowników” wychodzą na jaw, czeka je kolejna przeprowadzka. Co jednak spotka je w drodze? Gdzie mają teraz skierować swoje kroki? I jakie zagrożenia czekają na nie na tej ostatniej prostej?


„Szkolne życie” to manga, która w pewnym stopniu przypomina mi filmy kinowe z serii „Resident Evil”. Oczywiście jeżeli boicie się poziomu, jaki reprezentowała ta seria (choć wcale tak źle nie było, mimo kilku kiepskich odsłon całość dało się obejrzeć bez bólu), to przestańcie, bo ta manga jest od nich lepsza. To w końcu kawał świetnej opowieści, gdzie urok, humor, klimat, krew i napięcie przeplatają się zagadkami, konkretną akcją i żonglowaniem motywami z opowieści o zombie i survival horrorów. Dzięki temu nastrój panujący na stronach przypomina mi horrory z lat 70. XX wieku, połączony oczywiście ze stylistyką typowo mangową.


Ta stylistyka – mowa oczywiście o grafice – mocno przypomina mangi tworzone na podstawie anime. Ale te z wyższej półki, że tak je określę, lepsze jakościowo i w niczym nieustępujące normalnym seriom, jak np. „Neon Genesis Evangelion” czy „Dziecię bestii”. Dużo rastrów, dużo uroku, sporo mroku… Ogląda się to tak samo przyjemnie, jak czyta. Manga bywa zarówno słodka, jak i makabryczna, a wszystko to doskonale do siebie pasuje.


Kto szuka dobrej survival horroru i takiej samej opowieści o zombie, powinien po „Szkolne życie” sięgnąć. Naprawdę warto. Aż szkoda, że kolejny tom będzie już ostatnim.


Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.









Komentarze