MIŁOŚĆ
O SMAKU CITRUSÓW
Po „Citrusa” sięgnąłem z dwóch
powodów. Pierwszym z nich były dobre opinie, jakie słyszałem na temat tej
serii, drugim – ważniejszym – po shounenach moim ulubionym gatunkiem jest szkolne
życie, do którego klasyfikuje się ten tytuł. Czy całość spełniła moje
oczekiwania? Nie do końca, bo okazała się prostą i dość schematyczną
opowieścią. Jednocześnie jednak na tyle udaną bym chciał sięgnąć po kolejne
tomy.
Po pocałunku, który Mei złożyła na
ustach Yuzu, dziewczyna ma coraz większe nadzieje, że ich relacje się rozwiną.
Niestety Mei jest bezlitosna – „Jesteśmy kobietami i siostrami. Nic więcej
między nami nie będzie”. Ale czy aby na pewno? Kiedy w życiu Yuzu znów pojawia
się Matsuri, przyjaciółka z dzieciństwa, jej nieoczekiwane zachowanie może
okazać się iskrą zapalną, ale co owa iskra rozpali? I jakie będą tego
konsekwencje?
Jaki jest „Citrus” każdy chyba może
się domyślić. Jeśli mieliście do czynienia z jakąkolwiek mangą spod szyldu
shoujo ai, wiecie już wszystko doskonale. Jeśli nie, cóż, podstawową rzeczą,
którą musicie wiedzieć (jeśli jeszcze nie powiedziały Wam to ilustracje z obu
stron obwoluty, a jakimś cudem ominęliście opis) jest to, że nazwa ta w skrócie
oznacza opowieść o lesbijskiej miłości. W przypadku „Citrusa” związek ów
połączył dwie przyrodnie siostry. Choć na tym etapie opowieści powiedzieć, że
połączył byłoby sporą nadinterpretacją, bo na razie całość skupia się na miłosnych
zawirowaniach i problemach z tym związanych.
Seria ta bowiem powiela wszystkie
najważniejsze schematy gatunkowe. Mamy szkolne życie i problemy z tym związane,
mamy także kwestie przyjaźni, zazdrości, przeszkody stojące na miłosnej drodze
– w tym osoby, które chętnie zajęłyby miejsce naszych bohaterek (cóż, na nadmiar
dziewczyn o heteroseksualnej orientacji nie macie co tutaj liczyć). Właściwie
różnica między „Citrusem”, a typowym shoujo jest taka, że ta seria wydaje mi
się jakoś bardziej płaczliwa. Łzy płyną co chwilę, często nawet kiedy nie
dzieje się nic dramatycznego, ale taki już urok tej opowieści i miłośnicy
gatunku chyba do niego przywykli.
Fabuła może i nie przełamuje
typowych schematów gatunkowych i nie dodaje żadnej świeżości do tego typu
historii, ale za to szata graficzna jest naprawdę znakomita. Delikatna kreska i
jasna tonacja łączą się z naprawdę szczegółowymi i wpadającymi w oko rysunkami,
a bogato, choć z wyczuciem używane rastry budują udany klimat. Kolorowe strony
też są sympatyczne. Podobnie zresztą, jak samo wydanie, które prezentuje się bez
zarzutu. Jeśli lubicie shoujo ai, kupujcie w ciemno, jeśli nie, cóż, nie ma się
co oszukiwać, nie przekona Was do gatunku. Liczy się jednak, że jego fani będą
zadowoleni.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz