SHOUNEN
IDEALNY
Oto początek jednej z
najsłynniejszych mang w historii. Pierwszy tom kultowej sagi na punkcie której
oszalał cały świat. Początek przygód Son Gokū i reszty zwariowanej ferajny,
którzy toczyć będą coraz to potężniejsze pojedynki. Teraz, w trzydziestą piątą
rocznicę powstania serii, postanowiłem ją sobie odświeżyć. Co prawda cały cykl
czytałem już niezliczoną ilość razy, ale wciąż seria bawi tak, jak wtedy gdy
miałem kilka, kilkanaście lat i odkrywałem ją po raz pierwszy. Ale co się
dziwić, to w końcu shounen idealny, a przy okazji doskonała lektura w sam raz
na wakacje.
Pierwszy tom, a raczej kilka
pierwszych, to w odróżnieniu od późniejszych odsłon, historia czysto komediowa.
Oto mieszkający na odludziu nastolatek Son Gokū – dziwne dziecko, bo
nienaturalnie potężne, posiadające ogon i brak logicznego rozumowania –
spotkany zostaje przez poszukującą Smoczych Kul Bulmę. Bulma chce zebrać siedem
owych kul, bo wtedy będzie mogła wywołać spełniającego życzenia smoka,
Shenlonga. Gokū natomiast posiada jedną z nich, pamiątkę po zmarłym dziadku. W
ten oto sposób oboje wyruszają w pełną przygód i dziwacznych postaci podróż po
świecie, gdzie niczym dziwnym nie są biegające dinozaury czy zmieniające postać
świńskie demony…
W listopadzie tego roku minie
dokładnie 35 lat od zapoczątkowania serii., a także ćwierć wieku, odkąd „Dragon
Ball” dobiegł końca. Aż trudno uwierzyć, że cykl, stworzony z inspiracji
filmami z Jackie Chanem, nadal cieszy się wielką popularnością i kultową wręcz
sławą, ale tak jest. Dużo humoru, dużo akcji, odrobina erotyki i emocje
potrafiące wgnieść czytelnika w fotel czy na czym tam akurat siedzi. Przepis na
sukces gwarantowany. Do tego znakomite rysunki, dynamiczne kadrowanie i
naprawdę dobre polskie wydanie. Wysokiej jakości papier, układ stron
oryginalny, w dodatkach reprodukcje okładek epizodów z czasów, gdy ukazywały
się w piśmie mangowym „Shonen Jump”. Znakomite jest także tłumaczenie. Kilka
błędów zakradło się w kolejności tekstu w dymkach, ale nie będę się czepiał.
Szkoda tylko, że nie pokusił się o kolorowe strony, bo tych byłoby multum i
bonus w postaci barwnego planu lekcji to nieco za mało.
Tak czy inaczej absolutnie warto. „Dragon
Ball” to dzieło kultowe, które nigdy się nie zestarzeje i które poznać powinien
każdy, nieważne czy lubi tego typu opowieści, czy ich nie trawi. Nie znać w
końcu po prostu nie wypada. Tym bardziej, że teraz możemy cieszyć się także
regularnie wydawaną na naszym rynku nową serią „Dragon Ball Super” oraz
licznymi dodatkami. Dlatego polecam gorąco i gorąco zachęcam. To opowieść, do której
wraca się nie raz – sam w nastoletniości przynajmniej raz w roku, głównie w
wakacje, robiłem sobie maraton czytania 42 tomów „DB” – więc nie pożałujecie
zainwestowanych pieniędzy. A co więcej, z kolejnymi tomami staje się tylko
lepsza i lepsza.
Komentarze
Prześlij komentarz