Kapitan Ameryka #1: Zimowy Żołnierz - Ed Brubaker, Steve Epting, Michael Lark, John Paul Leon, Mike Perkins
Z
MROŹNYCH OTCHŁANI PRZESZŁOŚCI
Pięć lat po premierze kinowego hitu
opartego na tym komiksie i sześć po pierwszym jego polskim wydaniu, „Kapitan
Ameryka: Zimowy żołnierz” powraca. Ed Brubker, który półtorej dekady temu
przestał pracować dla DC Comics i przeszedł do Marvela, swoją opowieść z
miejsca zaczął wielką rewolucją, której echa po dziś dzień pobrzmiewają w całym
uniwersum wydawnictwa. Jednocześnie wyszła mu przy tym naprawdę rewelacyjna
opowieść, będąca jednym z najlepszych dokonań w dziejach przygód Kapitana
Ameryki. O niebo lepsza od niezłego tylko filmu, jaki powstał na jej podstawie.
Na świecie zaczyna się źle dziać. W
ręce generała Łukina wpada kosmiczna kostka, dająca mu nieograniczone niemal moce
kształtowania rzeczywistości, a by nie dopuścić do tragedii, jaka może się
wydarzyć, Kapitan Ameryka musi ją odzyskać. Problem w tym, że Łukin ma po
swojej stronie legendarnego Zimowego Żołnierza, sowieckiego zabójcę, którego
nikt nie złapał przez pół wieku jego działalności, a który teraz powraca do
akcji. Steve Rogers nie ma jednak jeszcze najmniejszego pojęcia, z czym
przyjdzie mu się zmierzyć. Gdy z mroźnych otchłani przeszłości wychodzą na
światło dzienne zaskakujące fakty, misja i życie amerykańskiego bohatera
odmieniają się na zawsze…
Ed Brubaker to scenarzysta, który w
historiach superhero nie czuję się najlepiej. Zrobił parę dobrych komiksów np.
o X-Menach, najlepiej jednak czuje się w mrocznych, ponurych i dojrzałych
thrillerach dla starszych odbiorców. I taką opowieścią jest też jego „Zimowy
żołnierz”, otwierający rozpisany na pięćdziesiąt zeszytów piąty volume „Kapitana
Ameryki”, w którym scenarzysta nie raz wywrócił do góry nogami życie głównego
bohatera i jego losy. Opowieść ta spodobała się tak bardzo, że nie tylko stała
się bestsellerem, który zdobył uznanie czytelników i krytyków (Brubker za pracę
nad serią został nagrodzony Harvey Award i trzema nagrodami Eisnera) oraz
trafił na kinowe ekrany, ale też sam wydawca umieścił go na liście
75 najlepszych komiksów przez siebie wydanych. I to aż na 9 miejscu.
Nie ma się co jednak temu
wszystkiemu dziwić. „Zimowy żołnierz” to kawał świetne opowieści, która ma i
klimat, i akcję, i solidne zwroty akcji – i świetnie skrojonych bohaterów
także. Ten trzystustronicowy tom złożony z 13 zeszytów (pominięto 10,
niezwiązany z resztą tie-in do eventu „Ród M”) czyta się właściwie jednym
tchem. Trudno odłożyć go na półkę przed skończeniem, bo wciąga czytelnika, jak
diabli. Współcześni odbiorcy nie będą co prawda zaskoczeni tą opowieścią tak
bardzo, jak ci, którzy zasiadali do niej lata temu, bo całość jest już
doskonale wszystkim znana, ale i tak robi wielkie wrażenie i absolutnie warta
jest poznania.
Przy okazji nie można tu zapomnieć
także i świetnej szacie graficznej. Odpowiedzialny za większość ilustracji Steve
Epting wykonał kawał dobrej, realistycznej i klimatycznej roboty, ale nie
zawodzi też cała reszta ekipy, z Michaelem Larkiem na czele, który serwuje nam
brudne, nastrojowe grafiki. Dobry kolor i tradycyjnie rewelacyjne wydanie
dopełniają całości. Jeśli więc jeszcze nie znacie tej słusznie już kultowej
opowieści, koniecznie powinniście nadrobić ten błąd. To nie tylko jedna z
najlepszych (jeśli nie najlepsza) opowieści o Kapitanie Ameryce, ale też i
kawał świetnego dzieła dla dojrzałych miłośników thrillerów. Polecam gorąco.
Komentarze
Prześlij komentarz