PRAWIE
NAGA JULIET
„Kolekcja łajdaka”, najnowsza
jednotomówka Waneko, to manga nieoczywista. Rzecz, która zaczyna się jak wstęp
do romansu młodej redaktorki z zapomnianym już pisarzem, który zbuntował się
przeciw światu, ale potem coraz bardziej zaczyna ciążyć w kierunku thrillera
czy wręcz horroru. Co z tego ostatecznie wynika, zdradzać Wam nie chcę i nie
zamierzam, ale mogę powiedzieć, że powstała całkiem dobra opowieść dla nieco
starszych miłośników japońskich komiksów.
Shinri Tobayama niegdyś był cenionym
pisarzem. Po napisaniu swojej dziwacznej powieści zniknął jednak, zapadł się
pod ziemię, porzucając pisarski fach, fanów i wydawców. I nikt nie ma pojęcia,
co się z nim dzieje. Tak się jednak składa, że przypadkowo wpada na niego
Akisato, młoda redaktorka, która wykonując służbowe obowiązki włóczy się po
antykwariatach. W ten oto sposób zawędrowuje do dzielnicy Jinbouchou,
dzielnicy, która niemal zniknęła pod nowoczesnymi budowlami, gdzie wciąż
istnieją sklepy ze starymi książkami i drukarnie. Pogrążając się w mroku
zaułków, zawędrowuje do miejsca nazwanego „Kolekcja łajdaka” – identycznie, jak
wydawnictwo, które opublikowało powieść Tobayamy. Zaintrygowana dziewczyna
zagląda do środka i spotyka swojego idola. Spotkanie młodej redaktorki i
pisarza od lat ukrywającego się wśród starych woluminów będzie miało jednak
nieoczekiwane konsekwencje, gdy szef Akisato postanowi spróbować przywrócić
Tobayamę na rynek, czyniąc z niego nadzieję swojego wydawnictwa. Ich
konfrontacja to jednak zaledwie początek tego, co nadciąga…
Lektura „Kolekcji łajdaka” pod
pewnymi przypomniała mi powieść „Juliet, naga” Nicka Hornby’ego. Tam też
mieliśmy artystę, a dokładniej muzyka, który w pewnym momencie swojego życia
zniknął, zostawiając za sobą karierę i całe swoje życie i nikt nie miał pojęcia
co się z nim dzieje. Na tym podobieństwa co prawda się kończą, bo książka
twórcy kultowego już tytułu „Był sobie chłopiec” była po prostu ciepłą, ale
niegłupią komedią romantyczną, odświeżoną dzięki wykorzystaniu elementów
legendy miejskiej. „Kolekcja łajdaka” natomiast to mroczniejsza opowieść. Jak
bardzo i co to oznacza, nie chcę Wam zdradzać, żeby nie psuć przyjemności z jej
odkrywania, ale miłośnicy cięższych klimatów nie będą zawiedzeni.
Oczywiście manga oferuje też wiele
spokojnych czy zabawnych scen, znalazło się też miejsce na lekkość i porcję
swobody. Jak to zresztą na japońskie komiksy przystało. I, jak na japońskie
komiksy przystało, całość jest znakomicie zilustrowana. Realizm i duże
przywiązanie do detali, połączone z prostotą, świetne oddanie mimiki bohaterów,
wyraziste ukazanie postaci, dopracowane tła, w końcu świetnie uchwycony mrok i
całkiem sporo dynamizmu. Jeśli szukacie niezłej i nie za długiej opowieści dla
nieco starszego czytelnika, zainteresujcie się „Kolekcją łajdaka”.
Komentarze
Prześlij komentarz