THE
EXPENDABELLES
„Lubisz Abercrombiego i Pratchetta?
Pokochasz Easmesa!” – tak krzyczy polecanka na czwartej stronie okładki tej powieści
i nie są to puste ani przesadne słowa. Co prawda książek Joe’ego Abercrombiego
nie miałem okazji czytać, ale prozę Eamesa wolę od Pratchetta – i od Gaimana
także. Dlaczego? Bo autor „Sagi” nie próbuje udawać, że za jego żartami kryje
się jakaś wielka głębia, zamiast tego skupia się na tym, by dostarczyć czytelnikom
jak najlepszej rozrywki, pełnej puszczania oka i zabaw motywami oraz postaciami
znanymi każdemu miłośnikowi fantasy.
Ta dziewczyna jest marzycielem i
wędrowcem, w jej piersi zaś drzemie serce Wyldu. I ta dziewczyna wolałaby zmierzyć
się z najgorszymi hordami, niż siedzieć w domu i wiecznie harować w Ardburgu. Teraz
pojawia się dla niej szansa.
Pam Hashford nudzi się w swojej
pracy i życiu. Chciałaby doświadczyć czegoś więcej, czegoś innego, ale czas
płynie, dziewczyna ma już siedemnaście lat i nie widzi dla siebie perspektyw. Czy
aby na pewno? Kiedy pewnego dnia w mieście pojawia się grupa najemników
dowodzonych przez Krwawą Różę, Pam staje wreszcie w obliczu szansy spełnienia
swoich marzeń. Nie zamierzając jej zmarnować, dołącza do nich, jako bard. Pytanie
jednak czy nie jest za młoda i zbyt wrażliwa by brać udział w ich szalonych, krwawych
przygodach? Bo, to co może przynieść jej sławę, równie dobrze – a raczej prawie
na pewno – może skończyć się dla niej i jej towarzyszy śmiercią. I będą mieli szczęście
jeśli zgon będzie szybki i w miarę bezbolesny…
W przypadku pierwszego tomu „Sagi”,
znakomitych „Królów Wyldu” pisałem, że to tacy „Niezniszczalni” w wersji fantasy
– dynamiczny, krwawy, ale i zabawny, porywający hołd dla klasyki gatunku. Co więcej
tamta powieść utrzymana była w klimacie filmów akcji z lat 80., a zaludniała ją
czołówka fantastycznych twardzieli. Trzymając się dalej tego typu porównań,
należałoby powiedzieć, że „Krwawa Róża” to taki odpowiednik nienakręconego filmu
„The ExpendaBelles” – czyli „Niezniszczalnych”, ale z kobiecą obsadą. Cała reszta
pozostała taka sama, choć należy zauważyć, że część ta jest poważniejsza od „Królów
Wyldu”.
Przy okazji warto zauważyć, że „Krwawa
Róża” to zarówno bezpośredni kontynuacja pierwszego tomu „Sagi”, jak i najzwyczajniej
w świecie samodzielna lektura. Owszem są tu wspomniane wydarzenia z „Królów”,
ale akcja skupia się na innych postaciach i wprowadza nowe, autonomiczne wątki.
A skoro o akcji mowa, całość ma szybkie, porywające tempo, odpowiedni rozmach i
przy okazji całkiem sporo spokojniejszych momentów, w których rządzą opisy.
Skrótowo rzecz ujmując to lektura
dla wszystkich miłośników fantasy. Udana, świetnie napisana zabawa motywami, w
której każdy fan gatunku znajdzie coś dla siebie. Sięgnijcie, bo naprawdę
warto.
Dziękuję wydawnictwu Rebis za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Już czeka na półce, wprost nie mogę się doczekać, jak ją przeczytam :D Pierwsza część była genialna, ubawiłam się przy niej setnie :D
OdpowiedzUsuń