Krwawa Róża - Nicholas Eames

THE EXPENDABELLES


„Lubisz Abercrombiego i Pratchetta? Pokochasz Easmesa!” – tak krzyczy polecanka na czwartej stronie okładki tej powieści i nie są to puste ani przesadne słowa. Co prawda książek Joe’ego Abercrombiego nie miałem okazji czytać, ale prozę Eamesa wolę od Pratchetta – i od Gaimana także. Dlaczego? Bo autor „Sagi” nie próbuje udawać, że za jego żartami kryje się jakaś wielka głębia, zamiast tego skupia się na tym, by dostarczyć czytelnikom jak najlepszej rozrywki, pełnej puszczania oka i zabaw motywami oraz postaciami znanymi każdemu miłośnikowi fantasy.


Ta dziewczyna jest marzycielem i wędrowcem, w jej piersi zaś drzemie serce Wyldu. I ta dziewczyna wolałaby zmierzyć się z najgorszymi hordami, niż siedzieć w domu i wiecznie harować w Ardburgu. Teraz pojawia się dla niej szansa.

Pam Hashford nudzi się w swojej pracy i życiu. Chciałaby doświadczyć czegoś więcej, czegoś innego, ale czas płynie, dziewczyna ma już siedemnaście lat i nie widzi dla siebie perspektyw. Czy aby na pewno? Kiedy pewnego dnia w mieście pojawia się grupa najemników dowodzonych przez Krwawą Różę, Pam staje wreszcie w obliczu szansy spełnienia swoich marzeń. Nie zamierzając jej zmarnować, dołącza do nich, jako bard. Pytanie jednak czy nie jest za młoda i zbyt wrażliwa by brać udział w ich szalonych, krwawych przygodach? Bo, to co może przynieść jej sławę, równie dobrze – a raczej prawie na pewno – może skończyć się dla niej i jej towarzyszy śmiercią. I będą mieli szczęście jeśli zgon będzie szybki i w miarę bezbolesny…


W przypadku pierwszego tomu „Sagi”, znakomitych „Królów Wyldu” pisałem, że to tacy „Niezniszczalni” w wersji fantasy – dynamiczny, krwawy, ale i zabawny, porywający hołd dla klasyki gatunku. Co więcej tamta powieść utrzymana była w klimacie filmów akcji z lat 80., a zaludniała ją czołówka fantastycznych twardzieli. Trzymając się dalej tego typu porównań, należałoby powiedzieć, że „Krwawa Róża” to taki odpowiednik nienakręconego filmu „The ExpendaBelles” – czyli „Niezniszczalnych”, ale z kobiecą obsadą. Cała reszta pozostała taka sama, choć należy zauważyć, że część ta jest poważniejsza od „Królów Wyldu”.


Przy okazji warto zauważyć, że „Krwawa Róża” to zarówno bezpośredni kontynuacja pierwszego tomu „Sagi”, jak i najzwyczajniej w świecie samodzielna lektura. Owszem są tu wspomniane wydarzenia z „Królów”, ale akcja skupia się na innych postaciach i wprowadza nowe, autonomiczne wątki. A skoro o akcji mowa, całość ma szybkie, porywające tempo, odpowiedni rozmach i przy okazji całkiem sporo spokojniejszych momentów, w których rządzą opisy.


Skrótowo rzecz ujmując to lektura dla wszystkich miłośników fantasy. Udana, świetnie napisana zabawa motywami, w której każdy fan gatunku znajdzie coś dla siebie. Sięgnijcie, bo naprawdę warto.


Dziękuję wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Komentarze

  1. Już czeka na półce, wprost nie mogę się doczekać, jak ją przeczytam :D Pierwsza część była genialna, ubawiłam się przy niej setnie :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz