LEPIEJ,
NIŻ MOŻNA BY SIĘ SPODZIEWAĆ
W czwartym tomie „Made in Abyss”
bohaterowie zbliżyli się do celu tak bardzo, że myślałem, iż szybko dowiemy się
wszystkiego. Nagle okazało się jednak, że na ich drodze czeka jeszcze wiele
przeszkód, a jedna z nich zatrzyma ich na dłużej. Czyżby seria dotarła do
przestojowego punktu, który ma za zadanie jedynie ją wydłużyć? Nawet jeśli to
autor z tego przestoju wycisnął to, co najlepsze, zachowując poziom, do jakiego
opowieść nas przyzwyczaiła i dając kolejną porcję znakomitej, mocnej i
wciągającej rozrywki, od której trudno się oderwać.
Bohaterowie na swojej drodze
zbliżyli się do wejścia do Szóstej Warstwy Otchłani, jednak dotarcie do
placówki badawcze Frontu ID okazało się przeszkodą nie do pokonania. Nie dość,
że sami nie są w stanie przejść dalej, to jeszcze trafili w łapy Bondrewda,
szalonego, poszukiwanego przez prawo Białego Gwizdka, którego wszyscy się boją,
a który przeprowadzał na Nanachi chore eksperymenty. Ich pierwsze spotkanie
skończyło się eksperymentami na Regu, który wyszedł z nich pozbawiony ręki oraz
walką – zakończoną w niezbyt szczęśliwy sposób. Teraz złamani, zrozpaczeni
bohaterowie mają chwilę spokoju, ale to jedynie cisza przed burzą. Riko nie
chce zawrócić, bo wciąż nie odkryła prawdy o swojej matce i tym, kto wysłał jej
list. Nie wiedzą też nic o przeszłości Rega. Żeby poradzić sobie w dalszej
drodze, muszą przede wszystkim odkryć działanie reliktów, ale czy jest to w
ogóle możliwe, skoro o przeznaczeniu większości z nich nikt nie ma
najmniejszego pojęcia? Jednocześnie cała trójka szykuje się do zniszczenia machiny
kluczowej dla potęgi Bondrewda i ostatecznego z nim starcia. Czy wyjdą z niego
cało? Czy w ogóle uda im się zrealizować którykolwiek cel ich planu? I co
jeszcze czeka na nich w Otchłani?
„Made in Abyss” to manga
zadziwiająco udana. Wielkie pozytywne zaskoczenie. Nie byłem pewien, co z tego
wyjdzie, temat ciekawy, choć zgrany do cna już od kilku ładnych dekad,
zbaczanie w dziwne rejony erotyki z udziałem dziecięcych bohaterów… Zachęciła
mnie specyficzna szata graficzna, w której rastry zastąpione zostały przez
greyscale, a w samych ilustracjach nie brakowało zbłądzenia w rejony bliższe
szkicom, niż wykończonym tuszem rysunkom. Na szczęście, bo to seria tak
świetna, że mimo drobnych mankamentów (wspomniana erotyka), trudno jest się nią
nie zachwycić i nie wciągnąć w całą opowieść.
Akcja, tajemnice, zagrożenia, cała
masa niezwykłości, sympatyczni bohaterowie, urok pomieszany z krwawymi i
mocnymi scenami… Zabawa z „Made in Abyss” jest przednia, przy okazji
klimatyczna i autentycznie urzekająca. Znakomicie zilustrowana, pełna detali i
świetnie zbudowanego nastroju, nie pozwala się oderwać od lektury ani na
chwilę. A z tomu na tom tylko bardziej wciąga i zachęca do poznania, co będzie
dalej. A zatem jeśli lubicie dobrą, interesującą i pobudzającą wyobraźnię i
czytelniczy apetyt fantastykę, poznajcie koniecznie to dzieło. Jest tego o
wiele bardziej warte, niż można by sądzić.
Manga dostępna tu:
Komentarze
Prześlij komentarz