Murciélago #12 - Yoshimurakana

MAGIĄ UROKIEM I MIECZEM


Nie wybaczę! To, że sięgam regularnie po „Murciélago” jest w dużej mierze zasługą przesłodkiej postaci Hinako. Jak się już pewnie domyślacie po mojej początkowej reakcji, tym razem Hinako niemal zniknęła z łam tomiku. Ale spokojnie, cykl Yoshimurakany lubię też z innych powodów: cenię jego akcję, lejąca się krew, mrok i humor. I wszystko to jest tutaj, jak zwykle podane w tradycyjnie dobrym stylu, więc nawet zmarginalizowanie Hinako jestem w stanie (tym razem, panie mangako, tym razem!), wybaczyć.


Ktoś morduje mistrzów miecza, a na miejscu zbrodni policja znajduje wyzwanie do walki. Co więcej wszystko wskazuje na to, że sprawczynią może być zaginiona przed laty mistrzyni miecza. Wszystko by się zgadzało, ale czy tak jest rzeczywiście? Sprawę, oczywiście, bada Kuroko, która już wkrótce wraz z innymi policjantami trafia do podejrzanego magazynu. Co się kryje za jego zamkniętymi drzwiami?


„Murciélago” to stricte męska, samcza wręcz (o czym zresztą już pisałem) manga, która niemal zawsze ma do zaoferowania dużo seksu, dużo przemocy, dużo seksownych, często nagich i wiecznie napalonych bohaterek... Jest też szybka akcja, są zagadki, jest klimat, mrok – to w końcu thrillery i opowieści sensacyjne pełnymi garściami czerpiące zawsze z najróżniejszych źródeł (tym razem wkraczamy w rejony samurajskich opowieści i dzieł pokroju „Kill Billa”). Dla wszystkich tych, którzy jednak za podobnymi rzeczami nieszczególnie przepadają bądź też oczekują ich przełamania, seria Yoshimurakany oferuje solidną dawkę humoru, lekkości, a nawet wspomnianego już uroku. Ten ostatni, choć najwięcej go skrywa się w entuzjastycznej, nieco infantylnej i bardzo słodkiej Hinako, skrywa się też w innych postaciach, a nawet samej akcji – i pasuje do mroku opowieści naprawdę znakomicie.


I znakomicie się to wszystko czyta. Do tego lekko, naprawdę przyjemnie i szybko. Najlepiej wypadają krwawe sceny, z którymi łączy  się czarny humor, oraz świetna dynamika. Krwi tym razem, podobnie, jak Hinako, jest mniej, ale akcja tomiku to głównie widowiskowa walka, którą przeplatają spokojniejsze momenty. Jednocześnie całość to jedynie fragment (ten największy, ale jednak), kolejnej dłuższej fabuły, więc czytelnicze oczekiwania zostają tu rozbudzone, a ochota na kolejne części rośnie w miarę czytania. Owszem, jest to rzecz głównie dla mężczyzn (miłośnicy lesbijskich igraszek też nie pożałują, sięgając po „Murciélago”), niemniej każdy fan akcji i kryminałów znajdzie tu coś dla siebie, bez względu na płeć.


Jeśli chodzi o stronę graficzną, cóż więcej można powiedzieć na jej temat, niż to, że jest znakomita? Dość proste przedstawienie bohaterów, szczegółowo ukazane okaleczenia, krew i inne makabryczne detale, znakomicie uchwycone tła i mimika. Co ciekawe scen seksu nie jest tu wiele, a nawet one pozbawione są anatomicznych detali. Erotyka spod szyldu yuri jest więc łagodna, potraktowana często z humorem. Wszystkie powyższe elementy łączą się ze wspomnianym, jakże ujmującym urokiem i słodyczą, dając w ostatecznym rozrachunku ciekawą mangę. Lekka, dynamiczna i brutalna zabawa gwarantowana.


Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.









Komentarze