ROYAL
END
Wszystko co dobre, szybko się
kończy. I taki los spotkał właśnie „Royal City”, jedną z najlepszych serii,
jakie wyszły spod ręki Jeffa Lemire’a, autora niezapomnianego „Łasucha” i
„Czarnego Młota”. Ta opowieść fascynowała i urzekała od samego początku, stała
się też porywającą, pełną sentymentów i niesamowitego klimatu podróżą do
przeszłości. Takim absolutnie musisz to przeczytać dla pokolenia współczesnych
trzydziestokilkulatków, niezależnie nawet od tego czy kochają komiksy, czy
unikają ich jak ognia.
Royal City, upadające przemysłowe
miasteczko, rodzinne sekrety i próby uporania się z przeszłością. Teraz nadszedł
czas ostatecznego rozliczenia i wyjaśnienia wszystkiego. Gdy przeszłość i
teraźniejszość mieszają się ze sobą, pojawiają się odpowiedzi na
rozbrzmiewające od dawna pytania. Czy wszystkie?
Patrick przybywa na lotnisko żeby
odebrać Gretę. Co właściwie oznacza jej ucieczka od hollywoodzkiego życia i
powrót w rodzinne strony? Towarzyszy mu Olive, kolejny członek rodziny, którego
Patrick dopiero poznał. Żadne z nich nie wie jeszcze, jakie tajemnice skrywa
dziewczyna. Kiedy zaczyna swoją opowieść, Patrick po raz kolejny wraca
wspomnieniami do nocy, kiedy zginął Tommy, a wszystko w końcu zaczyna być
jasne…
Małe miasteczka, ich od lat
skrywane sekrety i rodzinne tajemnice rzutujące na całe życie – chyba nikogo
nie trzeba przekonywać, że to temat samograj. Genialnie wykorzystano go w
serialu „Miasteczko Twin Peaks”, wielokrotnie Stephen King dokładał do tej
tradycji swoje cegiełki, czyniąc z tematyki jeden z lejtmotywów własnej
twórczości, a to tylko dwa spośród niezliczonych przykładów. Nawet wśród serii
wydanych przez Non Stop Comics nie brak podobnych opowieści, że wymienię
„Odrodzenie” i „Grass Kings”. Z całym szacunkiem dla obu tych świetnych cykli,
„Royal City” jest od nich lepsze. I lepiej wypada także od wielu innych tytułów
Lemire’a.
Przy okazji to także kolejny dowód
na to, że scenarzysta ten powinien darować sobie superhero i poświęcić się
pisaniu takich opowieści, jakie najlepiej czuje. Osobistych, skupionych na
bohaterach, ich psychologii, wzajemnych relacjach, przemianach i sentymentalnym
klimacie. Ja rozumiem, że za coś trzeba żyć, ale jak pokazał np. Garth Ennis,
da się połączyć wierność sobie i utrzymanie się na rynku. Mam nadzieję, że
Lemire’owi uda się znaleźć takie swoje miejsce, bo nawet jeśli jego „Extraordinary
X-Men”, „Hawkeye” czy „Staruszek Logan” są dobrymi opowieściami, dopiero w
dziełach takich, jak „Royal City” czy „Łasuch” czuć pełnię jego talentu i
prawdziwą siłę.
Aż żal, że to już koniec, bo
historia doświadczonej przez tragedię sprzed lat rodziny Pike’ów, wciągnęła
mnie, porwała, wzruszył i zaangażowała moje emocje. Nieźle i klimatycznie przy
tym zilustrowana, okazała się wielkim pozytywnym zaskoczeniem (szczególnie po
tym, jak po lekturze blurba pomyślałem, że czeka mnie powtórka z „Twin Peaks”)
i naprawdę rewelacyjną serią dla dojrzałych czytelników. Polecam gorąco.
Komentarze
Prześlij komentarz